- I na co Ty liczysz? Że Cię przeproszę? - prychnął.
- A więc wciąż jesteś nieugięty - westchnąłem. - Nie proszę o twoje wybaczenie, czy nazwij to jak chcesz. Przyszedłem pożegnać się z siostrami i mamą. Nie interesuje mnie to, że prawdopodobnie teraz zakażesz mi tego. Jestem dorosłym facetem i mogę robić to co zechcę. Uszanuj to w końcu - pokręciłem głową.
Wtem, w holu zjawiła się moja rodzicielka. Stała zalana łzami, spoglądając na swojego męża. Dławiła się swoim płaczem, przez co nie potrafiła wykrztusić słowa. Widząc jej cierpienie, podszedłem i mocno ją objąłem. Zacisnęła mi dłonie na plecach, chowając głowę w moje ramiona. W końcu się odsunęła.
- Geoff - wydusiła powoli z siebie. - Myślałam, że jesteś inteligentnym człowiekiem. Byłam pewna, że siedzenie w samotności da Ci do myślenia, że popełniłeś wielki błąd wyrzekając się własnego syna, ale Ty.. - otarła mokry policzek - Ty jesteś zwyczajnie głupim dupkiem, za przeproszeniem. Nie masz pojęcia jaką krzywdę wyrządzasz nie tylko Liam'owi, ale i nam. Nie mogę w to uwierzyć - kręciła głową. - Za kogo ja wyszłam?
Patrzyłem prosto na ojca, który spuścił głowę w dół. Słowa rodzicielki chyba w końcu dotarły do jego mózgu. Wydawał się zdezorientowany tym wszystkim.
- Przepraszam ja.. - odezwał się, ale zaraz zamilkł.
- Co Ty? Co Ty? - dopytywała mama. - Powinieneś go zaakceptować, bo on przecież wcale się nie zmienił. Czy gdyby był gruby lub trędowaty, też byś go wyrzucił z domu?!
- Nie - zaprzeczył od razu.
- Więc o co tak naprawdę Ci chodzi? Przecież to wciąż nasz syn, który nie zmienił się w żadnym calu! On tylko woli osobnika płci męskiej, sam będąc mężczyzną. Czy to takie trudne do przyjęcia? Do zaakceptowania? Ranisz mnie, ranisz nas. - Po jej policzkach spływały coraz to nowsze łzy, które zaraz ścierała.
- Ja.. nie wiem co powiedzieć - mruknął tata.
- Dotarło do Ciebie to, co dusiłam przez ten cały czas?! Chciałam Ci już to powiedzieć dawno, ale Ty nie słuchałeś.. nie chciałeś słuchać.
- Tak wiem i jest mi teraz cholernie przykro. Zachowałem się jak skurczybyk - przeniósł swój wzrok na mnie. - Li, synu, przepraszam. Karen właśnie dotarła do głębi mojego serca, wzbudzając jeszcze większe wyrzuty sumienia. Popełniłem błąd.
Uśmiechnąłem się, czując w oczach łzy. Podszedłem do niego, żeby się przytulić. W duchu cieszyłem się, że chociaż jedna sprawa została rozwiązana i nie będę musiał się nią dłużej zadręczać.
- Mówiłeś coś o jakimś wyjeździe, prawda? - spytała mama, uspokajając się.
- Liam! - do mieszkania weszły siostry, rzucając się na mnie.
- Skoro jesteśmy już wszyscy - zacząłem - chciałbym wam coś powiedzieć. Zamieszkam razem z chłopakami w Londynie, ponieważ Simon chce mieć nas blisko siebie. Podpisaliśmy kontrakt i zaczynamy pisanie i tworzenie piosenek.
~*~
Po bardzo czułym i emocjonalnym pożegnaniu z rodziną, opuściłem dom i wyszedłem na dwór. Wiał dość zimny i porywisty wiatr. Na niebie świeciły już gwiazdy. Zapiąłem swoją czarną, skórzaną kurtkę i włożyłem dłonie w kieszenie, kierując się do mieszkania Tomlinson'a.
Dotarłem. Żadne światło nie oświetlało ciepłego środka małego apartamentu, co oznaczało, że Lou jeszcze nie wrócił. Co mu się dziwić, ma dużą rodzinę i na pewno rozstanie z nimi było bardzo trudne nie tylko dla niego, ale i dla nich.
Północ. Usiadłem na łóżku, tępo wpatrując się w walizkę. Pokręciłem głową, by wyrwać się z stanu osłupienia. Wstałem i poszedłem do łazienki, zabierając suche ubrania. Następnie je wyprasowałem, nawet te, które należały do Louis'a. Czego nie robi się dla przyjaciół?
Wtem drzwi otwarły się i wszedł Tommo. Miał raczej smutną minę, a jego oczy wyglądały na całkiem pozbawione blasku. W życiu nie widziałem go w takim stanie.
- Coś się stało? - zapytałem układając swoje spodnie na stertę ciuchów.
- Smutno mi. Wiem, brzmi lamersko - wzruszył ramionami, siadając na kanapie.
- Chodzi o wyjazd, prawda?
- Tak. Ciężko mi się z tym wszystkim pożegnać. Zresztą.. co ja Ci będę mówił, skoro doskonale wiesz co czuję - westchnął.
- Tak, mam pojęcie, że natłok myśli, emocji i uczuć rozpiernicza twoje ciało od środka - przytaknąłem. - A teraz opowiadaj. Jak z Eleanor? Przyszła? - Byłem bardzo ciekaw.
- Mhm - mruknął, odchylając głowę w tył. - Wytłumaczyła, że wcześniej mnie wystawiła, bo, cytuję ,,wyglądała jak ziemniak i nie chciała pokazywać się w takim stanie przed chłopakiem z najseksowniejszą pupą na świecie''. - Zaśmialiśmy się. - Poszliśmy na spacer po parku. Stwierdziliśmy, że będziemy dużo ze sobą rozmawiać. Na razie nie ma mowy o związku, ale pożyjemy, zobaczymy - odparł.
- Oh, widzisz - uśmiechnąłem się cwaniacko - mówiłem Ci, że coś musiało się stać, skoro nie przyszła na wcześniejsze spotkanie, ale oczywiście Ty mnie nie słuchałeś - skrzyżowałem swoje ręce na klatce piersiowej.
- Przepraszam Payne - przewrócił oczami. - Od teraz będę się Ciebie słuchał, obiecuję.
- I bardzo dobrze. A El się nie zamartwiaj, przecież będziecie utrzymywali kontakt.
- Wiem, tylko, że chciałbym.. No wiesz o co mi chodzi.
- Brać ją w ramiona, całować, odprowadzać do domu? - zmarszczyłem czoło.
- Tak, chciałbym robić wszystkie te bzdety.
- Spokojnie stary, jeszcze przyjdzie na to czas - zapewniłem go.
- OK, nie gadajmy o tym. Widzę, że wyprasowałeś moje ubrania - zauważył.
- Wyprane i wyprasowane. Ktoś musiał o Ciebie zadbać śmierdzielu - zachichotałem.
- Zabawne. Teraz idę się spakować, a potem spać. Dobranoc. - Zdobył się na lekki uśmiech i wyszedł.
Kiedy odniosłem Lou jego ciuchy, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Następnie naszykowałem strój na jutro i zapiąłem obie walizki, które wypełnione były po brzegi. Gdy wszystko było gotowe, położyłem się w łóżku. Chciałem spojrzeć na godzinę w telefonie, ale zorientowałem się, że dostałem wiadomość od mojego czarnuszka, której wcześniej nie zauważyłem.
,, Pusto bez Ciebie :( Dobrze, że od jutra będziemy mieszkać razem. Nie ma opcji, żebyśmy nie spali razem, rozumiesz? Słodkich snów :) x ''
Roześmiałem się cicho. Jak ja uwielbiam tego seksownego chłopaka! Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że będę miał aż takiego fioła na punkcie jakieś osoby. To przecież wcale do mnie nie pasuje! Chyba..
Odpisałem Malik'owi i zamknąłem oczy.
Obudziłem się o dziewiątej rano. Ubrałem naszykowany w nocy strój i podążyłem do kuchni, po której krzątał się Lou. Wręczył mi talerz z kanapkami, uśmiechając się szeroko.
- Musiałem Ci się odwdzięczyć za te ubrania - odparł.
- Jesteś kretynem. Przecież nie musiałeś.
- Musiałem. Nie marudź tylko jedz.
Zabraliśmy się za spożywanie śniadania.
- Dzisiaj podbijamy Londyn, a już niedługo cały świat, dasz wiarę? - zapytał.
- Na razie to do mnie nie dochodzi - stwierdziłem. - Przecież jestem przeciętnym chłopakiem z Wolverhampton. Jak mogę stać się sławny na całej kuli ziemskiej? Jakoś nie bardzo wierzę, że coś takiego nastąpi.
- Czy Ty zawsze musisz być do wszystkiego aż tak pesymistycznie nastawiony? - pokręcił głową.
- Tak już mam - wzruszyłem ramionami.
Po śniadaniu udaliśmy się pod mieszkanie Harry'ego. Całą piątką wyruszyliśmy do naszej szkoły, by pożegnać przyjaciół i nauczycieli. Tyle z nimi przeżyliśmy, a teraz musimy się rozstać, bo podążamy ku swoim marzeniom.
W końcu weszliśmy do szkolnego budynku. Razem z blondaskiem podążyłem do sali, w której nasza klasa miała lekcje. Cicho zapukaliśmy i wślizgnęliśmy się do środka.
- Dzień dobry pani Klarkson. Czy możemy coś ogłosić? - spytałem miło.
- Oczywiście kochanie - odpowiedziała z uśmiechem, lustrując mnie od góry do dołu.
- Wyjeżdżamy jako dobrze wam znany zespół, One Direction, do Londynu. Zaczniemy pracę nad pierwszą płytą i prawdopodobnie już niedługo będziecie oglądać nas na ekranach swoich telewizorów, myśląc ,,Boże, przecież to ten osioł, co chodziłem z nim do klasy''.(Śmiech w sali). Przyszliśmy się więc pożegnać - dokończyłem.
- Nie martwcie się, nigdy was nie zapomnimy - dodał Horan.
Zapanowała chwilowa cisza, która ustąpiła wraz z szuraniem odsuwanych krzeseł. Cała klasa podeszła, by nas przytulić. Z trudem to przyznaję, ale się wzruszyłem. Przywiązałem się do tej każdej osoby, która podchodziła, by życzyć mi powodzenia w spełnianiu swoich marzeń.
- Stary tylko nie mów, że ryczysz - zaśmiał się Andy, stając naprzeciw mnie.
- Umh, a Ty? Od czego są te czerwone oczy? - zachichotałem.
Rzuciliśmy się sobie w ramiona, przy czym obiecywaliśmy ciągłe dzwonienie i esemsowanie, a nawet jak najczęstsze przyjazdy. W tym momencie nie obchodziło mnie to, że z punktu widzenia nieznajomego, wyglądało to jak pożegnanie najlepszych psiapsiółek. Samuels to dla mnie ważna część życia.
Z Mazzim było tak samo. Nigdy nie widziałem żeby płakał, a dziś? O mało co nie zalał sali swoim potokiem łez!
W końcu pomachaliśmy wszystkim na pożegnanie i z uśmiechem wyszliśmy z klasy, w której wciąż panował haos, zrozumiały dla pani Klarkson. Na korytarzu ujrzeliśmy pozostałą trójkę zespołu. Doszli do nas bez słowa.
- Czas iść po walizki i udać się do domu dyrektora - odezwałem się w końcu.
- Tak, masz rację - przytaknął mi Louis.
Udaliśmy się do swoich domów. Ja przemierzałem swoją drogę w towarzystwie zamyślonego Tomlinson'a. Wiedziałem, że nie chcę rozmawiać, dlatego siedziałem cicho. Widać było gołym okiem, że musiał coś przemyśleć, więc nie chciałem mu przeszkadzać.
Dotarliśmy. Poszedłem do swojego pokoju po dwie czarne walizki, które postawiłem w salonie. Tommo zrobił to samo.
- Chcesz coś do jedzenia? - zapytał.
- Te pożegnania odebrały mi chęć do przełknięcia czegokolwiek. - Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Mnie tak samo - westchnął.
- Czas w drogę Lou - stwierdziłem.
Zabraliśmy swoje bagaże i zamknąwszy drzwi od mieszkania na klucz, ruszyliśmy ku domowi Styles'a, pod którym to mieliśmy spotkać pozostałą część kapeli.
- Użalam się nad tym wszystkim jak baba, co? - zagadnął Louis.
- Daj spokój stary, to zrozumiałe. Trudno jest opuszczać coś i kogoś, z kim byłeś związany od wielu lat - zapewniłem go.
- Jak Ty to robisz?
- Ale co? - zmarszczyłem czoło.
- Zawsze znajdziesz jakąś radę na moje problemy i wytłumaczenie moich udręk.
- Szkoda, że dla siebie tak nie potrafię - mruknąłem pod nosem.
- Co mówisz?
- Nic takiego. Patrz, jesteśmy.
Całą piątką w ciszy ruszyliśmy w kierunku domu pana Bennet. Słychać było tylko uliczny hałas i sunące koła walizek po chodniku. Każdy rozumiał, że nie mamy ochoty na rozmowę.
Doszliśmy do celu.
- Oh, witajcie - ucieszył się na nasz widok Simon.
- Dzień dobry - powiedzieliśmy równo. Nasze głosy brzmiały smutno, jakby pozbawione były ciepłej barwy.
- Dlaczego zero w was entuzjazmu? - zdziwił się.
- Daj im spokój, trudno im pożegnać się z dotychczasowym życiem, ale w końcu przywykną do nowego - przewrócił oczami dyrektor.
- Hej chłopaki! - Przed nami zjawiła się Danielle, ciągnąc za sobą dwie, różowe walizki.
Nikt jej nie odpowiedział, ale to nie zmazało jej uśmiechu. Westchnąłem głęboko, doskonale wiedząc, że będę musiał siedzieć w busie tuż obok niej. Dlaczego to wszystko jest tak popieprzone i trudne, odpowiecie mi?
Zapakowaliśmy bagaże do auta i rozsiedliśmy się na siedzeniach w środku. Usiadłem przy oknie, a Peazer zajęła miejsce obok. Splotła nasze dłonie i spojrzała na mnie z iskierkami w oczach.
- Nawet nie wiesz jak cieszę się na ten wyjazd! - odparła.
Uśmiechnąłem się do niej. Bo co innego miałem zrobić? Nie chciałem powiedzieć jej czegoś chamskiego, ale również nie byłem w stanie wydobyć ze swoich ust czegoś odpowiednio sprecyzowanego.
Jechaliśmy już może około pięciu minut, a ja już miałem serdecznie dość towarzystwa lokowatej, która wciąż gadała jak katarynka. Ogarnęła mnie fala złości i smutku. Zachciało mi się płakać, dlatego szybko przysunąłem głowę do szyby i zamknąłem oczy. Sen był najlepszym wyjściem na uspokojenie i przeżycie tej udręki, czyż nie?
Zbudziło mnie szturchnięcie Malik'a. Dan już dawno wybiegła z autobusu, by podziwiać Londyn, zupełnie zapominając o moim istnieniu. Czarnuszek jednak nie zapomniał. Stał nade mną, uśmiechając się szeroko.
- Wstawaj słoneczko - odrzekł uroczym głosem.
Pomógł mi się podnieść, ponieważ chwila odpoczynku odebrała mi wszystkie możliwe siły. Wyszliśmy z auta i od razu podeszliśmy do bagażnika po swoje walizki. Kiedy zostały wyłożone, Simon stanął naprzeciw nas.
- To wasz kompleks - pokazał na mieszkanie za sobą. - Mam nadzieję, że wam się podoba. (Przytaknęliśmy). Dzisiaj możecie się zrelaksować, zwiedzić miasto, co chcecie. Jutro natomiast macie być żywi i chętni do współpracy z tekściarzami. Bus przyjedzie po was o dziewiątej rano - oznajmił spokojnym tonem.
- A co ze mną? - wyrwała się dziewczyna.
- Kilka przecznic stąd jest twój mały apartament, w którym się zagnieździsz. Na pewno Ci się spodoba - uniósł kącki ust do góry. - Teraz niestety muszę już iść. Bawcie się dobrze.
Spojrzeliśmy całą piątką na siebie, a następnie na dom, w którym przyszło nam mieszkać. Właśnie miałem podnieść bagaże, by zajrzeć do środka, kiedy Dan rzuciła mi się w ramiona.
- Och skarbie! - krzyknęła uradowana. - Dzisiaj raczej się nie zobaczymy, bo skoczę na miasto, ale jutro po twojej pracy wpadnę. Nie tęsknij za dużo - musnęła swoimi delikatnymi wargami moje.
Szczerząc się, opuściła nas. Nareszcie!
My zabraliśmy się za wchodzenie do mieszkania. Okazało się, że całe drugie piętro jest dla nas, co bardzo mnie ucieszyło. Będziemy ze sobą blisko, a jednocześnie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Wszedłem do pokoju zarezerwowanego wyłącznie dla mnie. Był pomalowany na czarno i urządzony dość nowocześnie (nie chcę rozczulać się nad wystrojem, przecież mało co was to obchodzi, prawda?). Od razu mi się spodobało.
Usiadłem na kanapie. Minęły może dwie minuty, kiedy w pomieszczeniu zjawił się Zayn. Z lekkim uśmiechem na twarzy przysiadł obok mnie, wtulając swoją głowę w moje ramiona. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Och, jak dobrze, że go mam.
- Już lepiej? - zapytał, odrywając się ode mnie.
- Tak, dzięki Tobie - musnąłem jego policzek.
- Mam dość jej zachowania i towarzystwa. To pusta ździra - przewrócił oczami. Oczywiście miał na myśli Danielle, jeśli nie skojarzyliście.
- Mnie ona drażni jeszcze bardziej, ale w końcu do tego przywykniemy. Ważne, że mamy siebie i jesteśmy tutaj razem.
- Mam ochotę Cię pocałować - roześmiał się.
- Więc to zrób.
Przysunęliśmy się do siebie, wpijając w swoje usta. Nasze języki poczęły wykonywać spokojny i delikatny taniec, zupełnie zróżnicowany od tego, który towarzyszył nam za każdym razem. Przeszły mnie przyjemne dreszcze i nagle poczułem, że dłużej nie wytrzymam..
Powoli go podniosłem i cisnąłem nim o ścianę. Śmiał się jak wariat, uznając, że bardzo dobrze udaję ,,bad boy'a''. Podszedłem i po raz kolejny połączyłem nasze wargi, tym razem przyspieszając tempa naszego zachłannego pocałunku. W końcu zdjąłem z niego czarną koszulkę, która zlewała się z kolorem ściany w tym pokoju. Wylądowała na ziemi, a ja przeniosłem swoje usta na jego klatę. Podczas gdy ja obsypywałem go pocałunkami, ten wplatał swoje dłonie w moje włosy. Och, jakie to przyjemne!
Po chwili zdecydowałem się przejść do rzeczy. Powoli, wciąż muskając jego delikatną skórę, rozpiąłem jego rozporek i zsunąłem spodnie w dół. Następnie ściągnąłem również bokserki, odsłaniając jego przyrodzenie. Chichocząc wziąłem G O w ręce i już miałem zatopić w buzi, gdy usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
Och jakże modliłem się by to nie była zwariowana Danielle, która jednak stwierdziła, że chce spędzić dzisiejszy dzień tylko ze mną. Daj Boże! Dlaczego nie zamknąłem na klucz tych przeklętych drzwi?!
---------------------------------------------------
Od autorki: Witajcie moi kochani czytelnicy w niedzielne popołudnie. Czy tylko mnie tak cholernie nic się nie chce? Weekend powinien trwać znacznie dłużej, co?
Jesteście NIESAMOWICI. Powtarzam się, wiem, ale to jest szczera prawda! Wasze komentarze i wiadomości na tt zawsze wprawiają mnie w radość. Dziękuję, że jesteście :)
Widzę nowych obserwatorów. WITAJCIE ♥.
Wiecie, że jestem medium? Niedawno napisałam rozdział (który niedługo będziecie mogli przeczytać), w którym Zayn przynosi Payne'owi jego portret. Kilka dni po tym, okazało się, że Malik na serio narysował Li'ego. IT'S SO WEIRD..
A więc jak rozdział? Nie zabrało ani Ziam'a, ani nazywania Liam'a ,,słoneczkiem'', bo dowiedziałam się, że bardzo za tym tęskniliście :) Kto przyszedł? Może to Simon, który jednak zapomniał czegoś powiedzieć? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ - SKOMENTUJ :D
Okej, nie zanudzam. Have a nice day xx
- A więc wciąż jesteś nieugięty - westchnąłem. - Nie proszę o twoje wybaczenie, czy nazwij to jak chcesz. Przyszedłem pożegnać się z siostrami i mamą. Nie interesuje mnie to, że prawdopodobnie teraz zakażesz mi tego. Jestem dorosłym facetem i mogę robić to co zechcę. Uszanuj to w końcu - pokręciłem głową.
Wtem, w holu zjawiła się moja rodzicielka. Stała zalana łzami, spoglądając na swojego męża. Dławiła się swoim płaczem, przez co nie potrafiła wykrztusić słowa. Widząc jej cierpienie, podszedłem i mocno ją objąłem. Zacisnęła mi dłonie na plecach, chowając głowę w moje ramiona. W końcu się odsunęła.
- Geoff - wydusiła powoli z siebie. - Myślałam, że jesteś inteligentnym człowiekiem. Byłam pewna, że siedzenie w samotności da Ci do myślenia, że popełniłeś wielki błąd wyrzekając się własnego syna, ale Ty.. - otarła mokry policzek - Ty jesteś zwyczajnie głupim dupkiem, za przeproszeniem. Nie masz pojęcia jaką krzywdę wyrządzasz nie tylko Liam'owi, ale i nam. Nie mogę w to uwierzyć - kręciła głową. - Za kogo ja wyszłam?
Patrzyłem prosto na ojca, który spuścił głowę w dół. Słowa rodzicielki chyba w końcu dotarły do jego mózgu. Wydawał się zdezorientowany tym wszystkim.
- Przepraszam ja.. - odezwał się, ale zaraz zamilkł.
- Co Ty? Co Ty? - dopytywała mama. - Powinieneś go zaakceptować, bo on przecież wcale się nie zmienił. Czy gdyby był gruby lub trędowaty, też byś go wyrzucił z domu?!
- Nie - zaprzeczył od razu.
- Więc o co tak naprawdę Ci chodzi? Przecież to wciąż nasz syn, który nie zmienił się w żadnym calu! On tylko woli osobnika płci męskiej, sam będąc mężczyzną. Czy to takie trudne do przyjęcia? Do zaakceptowania? Ranisz mnie, ranisz nas. - Po jej policzkach spływały coraz to nowsze łzy, które zaraz ścierała.
- Ja.. nie wiem co powiedzieć - mruknął tata.
- Dotarło do Ciebie to, co dusiłam przez ten cały czas?! Chciałam Ci już to powiedzieć dawno, ale Ty nie słuchałeś.. nie chciałeś słuchać.
- Tak wiem i jest mi teraz cholernie przykro. Zachowałem się jak skurczybyk - przeniósł swój wzrok na mnie. - Li, synu, przepraszam. Karen właśnie dotarła do głębi mojego serca, wzbudzając jeszcze większe wyrzuty sumienia. Popełniłem błąd.
Uśmiechnąłem się, czując w oczach łzy. Podszedłem do niego, żeby się przytulić. W duchu cieszyłem się, że chociaż jedna sprawa została rozwiązana i nie będę musiał się nią dłużej zadręczać.
- Mówiłeś coś o jakimś wyjeździe, prawda? - spytała mama, uspokajając się.
- Liam! - do mieszkania weszły siostry, rzucając się na mnie.
- Skoro jesteśmy już wszyscy - zacząłem - chciałbym wam coś powiedzieć. Zamieszkam razem z chłopakami w Londynie, ponieważ Simon chce mieć nas blisko siebie. Podpisaliśmy kontrakt i zaczynamy pisanie i tworzenie piosenek.
~*~
Po bardzo czułym i emocjonalnym pożegnaniu z rodziną, opuściłem dom i wyszedłem na dwór. Wiał dość zimny i porywisty wiatr. Na niebie świeciły już gwiazdy. Zapiąłem swoją czarną, skórzaną kurtkę i włożyłem dłonie w kieszenie, kierując się do mieszkania Tomlinson'a.
Dotarłem. Żadne światło nie oświetlało ciepłego środka małego apartamentu, co oznaczało, że Lou jeszcze nie wrócił. Co mu się dziwić, ma dużą rodzinę i na pewno rozstanie z nimi było bardzo trudne nie tylko dla niego, ale i dla nich.
Północ. Usiadłem na łóżku, tępo wpatrując się w walizkę. Pokręciłem głową, by wyrwać się z stanu osłupienia. Wstałem i poszedłem do łazienki, zabierając suche ubrania. Następnie je wyprasowałem, nawet te, które należały do Louis'a. Czego nie robi się dla przyjaciół?
Wtem drzwi otwarły się i wszedł Tommo. Miał raczej smutną minę, a jego oczy wyglądały na całkiem pozbawione blasku. W życiu nie widziałem go w takim stanie.
- Coś się stało? - zapytałem układając swoje spodnie na stertę ciuchów.
- Smutno mi. Wiem, brzmi lamersko - wzruszył ramionami, siadając na kanapie.
- Chodzi o wyjazd, prawda?
- Tak. Ciężko mi się z tym wszystkim pożegnać. Zresztą.. co ja Ci będę mówił, skoro doskonale wiesz co czuję - westchnął.
- Tak, mam pojęcie, że natłok myśli, emocji i uczuć rozpiernicza twoje ciało od środka - przytaknąłem. - A teraz opowiadaj. Jak z Eleanor? Przyszła? - Byłem bardzo ciekaw.
- Mhm - mruknął, odchylając głowę w tył. - Wytłumaczyła, że wcześniej mnie wystawiła, bo, cytuję ,,wyglądała jak ziemniak i nie chciała pokazywać się w takim stanie przed chłopakiem z najseksowniejszą pupą na świecie''. - Zaśmialiśmy się. - Poszliśmy na spacer po parku. Stwierdziliśmy, że będziemy dużo ze sobą rozmawiać. Na razie nie ma mowy o związku, ale pożyjemy, zobaczymy - odparł.
- Oh, widzisz - uśmiechnąłem się cwaniacko - mówiłem Ci, że coś musiało się stać, skoro nie przyszła na wcześniejsze spotkanie, ale oczywiście Ty mnie nie słuchałeś - skrzyżowałem swoje ręce na klatce piersiowej.
- Przepraszam Payne - przewrócił oczami. - Od teraz będę się Ciebie słuchał, obiecuję.
- I bardzo dobrze. A El się nie zamartwiaj, przecież będziecie utrzymywali kontakt.
- Wiem, tylko, że chciałbym.. No wiesz o co mi chodzi.
- Brać ją w ramiona, całować, odprowadzać do domu? - zmarszczyłem czoło.
- Tak, chciałbym robić wszystkie te bzdety.
- Spokojnie stary, jeszcze przyjdzie na to czas - zapewniłem go.
- OK, nie gadajmy o tym. Widzę, że wyprasowałeś moje ubrania - zauważył.
- Wyprane i wyprasowane. Ktoś musiał o Ciebie zadbać śmierdzielu - zachichotałem.
- Zabawne. Teraz idę się spakować, a potem spać. Dobranoc. - Zdobył się na lekki uśmiech i wyszedł.
Kiedy odniosłem Lou jego ciuchy, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Następnie naszykowałem strój na jutro i zapiąłem obie walizki, które wypełnione były po brzegi. Gdy wszystko było gotowe, położyłem się w łóżku. Chciałem spojrzeć na godzinę w telefonie, ale zorientowałem się, że dostałem wiadomość od mojego czarnuszka, której wcześniej nie zauważyłem.
,, Pusto bez Ciebie :( Dobrze, że od jutra będziemy mieszkać razem. Nie ma opcji, żebyśmy nie spali razem, rozumiesz? Słodkich snów :) x ''
Roześmiałem się cicho. Jak ja uwielbiam tego seksownego chłopaka! Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że będę miał aż takiego fioła na punkcie jakieś osoby. To przecież wcale do mnie nie pasuje! Chyba..
Odpisałem Malik'owi i zamknąłem oczy.
Obudziłem się o dziewiątej rano. Ubrałem naszykowany w nocy strój i podążyłem do kuchni, po której krzątał się Lou. Wręczył mi talerz z kanapkami, uśmiechając się szeroko.
- Musiałem Ci się odwdzięczyć za te ubrania - odparł.
- Jesteś kretynem. Przecież nie musiałeś.
- Musiałem. Nie marudź tylko jedz.
Zabraliśmy się za spożywanie śniadania.
- Dzisiaj podbijamy Londyn, a już niedługo cały świat, dasz wiarę? - zapytał.
- Na razie to do mnie nie dochodzi - stwierdziłem. - Przecież jestem przeciętnym chłopakiem z Wolverhampton. Jak mogę stać się sławny na całej kuli ziemskiej? Jakoś nie bardzo wierzę, że coś takiego nastąpi.
- Czy Ty zawsze musisz być do wszystkiego aż tak pesymistycznie nastawiony? - pokręcił głową.
- Tak już mam - wzruszyłem ramionami.
Po śniadaniu udaliśmy się pod mieszkanie Harry'ego. Całą piątką wyruszyliśmy do naszej szkoły, by pożegnać przyjaciół i nauczycieli. Tyle z nimi przeżyliśmy, a teraz musimy się rozstać, bo podążamy ku swoim marzeniom.
W końcu weszliśmy do szkolnego budynku. Razem z blondaskiem podążyłem do sali, w której nasza klasa miała lekcje. Cicho zapukaliśmy i wślizgnęliśmy się do środka.
- Dzień dobry pani Klarkson. Czy możemy coś ogłosić? - spytałem miło.
- Oczywiście kochanie - odpowiedziała z uśmiechem, lustrując mnie od góry do dołu.
- Wyjeżdżamy jako dobrze wam znany zespół, One Direction, do Londynu. Zaczniemy pracę nad pierwszą płytą i prawdopodobnie już niedługo będziecie oglądać nas na ekranach swoich telewizorów, myśląc ,,Boże, przecież to ten osioł, co chodziłem z nim do klasy''.(Śmiech w sali). Przyszliśmy się więc pożegnać - dokończyłem.
- Nie martwcie się, nigdy was nie zapomnimy - dodał Horan.
Zapanowała chwilowa cisza, która ustąpiła wraz z szuraniem odsuwanych krzeseł. Cała klasa podeszła, by nas przytulić. Z trudem to przyznaję, ale się wzruszyłem. Przywiązałem się do tej każdej osoby, która podchodziła, by życzyć mi powodzenia w spełnianiu swoich marzeń.
- Stary tylko nie mów, że ryczysz - zaśmiał się Andy, stając naprzeciw mnie.
- Umh, a Ty? Od czego są te czerwone oczy? - zachichotałem.
Rzuciliśmy się sobie w ramiona, przy czym obiecywaliśmy ciągłe dzwonienie i esemsowanie, a nawet jak najczęstsze przyjazdy. W tym momencie nie obchodziło mnie to, że z punktu widzenia nieznajomego, wyglądało to jak pożegnanie najlepszych psiapsiółek. Samuels to dla mnie ważna część życia.
Z Mazzim było tak samo. Nigdy nie widziałem żeby płakał, a dziś? O mało co nie zalał sali swoim potokiem łez!
W końcu pomachaliśmy wszystkim na pożegnanie i z uśmiechem wyszliśmy z klasy, w której wciąż panował haos, zrozumiały dla pani Klarkson. Na korytarzu ujrzeliśmy pozostałą trójkę zespołu. Doszli do nas bez słowa.
- Czas iść po walizki i udać się do domu dyrektora - odezwałem się w końcu.
- Tak, masz rację - przytaknął mi Louis.
Udaliśmy się do swoich domów. Ja przemierzałem swoją drogę w towarzystwie zamyślonego Tomlinson'a. Wiedziałem, że nie chcę rozmawiać, dlatego siedziałem cicho. Widać było gołym okiem, że musiał coś przemyśleć, więc nie chciałem mu przeszkadzać.
Dotarliśmy. Poszedłem do swojego pokoju po dwie czarne walizki, które postawiłem w salonie. Tommo zrobił to samo.
- Chcesz coś do jedzenia? - zapytał.
- Te pożegnania odebrały mi chęć do przełknięcia czegokolwiek. - Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Mnie tak samo - westchnął.
- Czas w drogę Lou - stwierdziłem.
Zabraliśmy swoje bagaże i zamknąwszy drzwi od mieszkania na klucz, ruszyliśmy ku domowi Styles'a, pod którym to mieliśmy spotkać pozostałą część kapeli.
- Użalam się nad tym wszystkim jak baba, co? - zagadnął Louis.
- Daj spokój stary, to zrozumiałe. Trudno jest opuszczać coś i kogoś, z kim byłeś związany od wielu lat - zapewniłem go.
- Jak Ty to robisz?
- Ale co? - zmarszczyłem czoło.
- Zawsze znajdziesz jakąś radę na moje problemy i wytłumaczenie moich udręk.
- Szkoda, że dla siebie tak nie potrafię - mruknąłem pod nosem.
- Co mówisz?
- Nic takiego. Patrz, jesteśmy.
Całą piątką w ciszy ruszyliśmy w kierunku domu pana Bennet. Słychać było tylko uliczny hałas i sunące koła walizek po chodniku. Każdy rozumiał, że nie mamy ochoty na rozmowę.
Doszliśmy do celu.
- Oh, witajcie - ucieszył się na nasz widok Simon.
- Dzień dobry - powiedzieliśmy równo. Nasze głosy brzmiały smutno, jakby pozbawione były ciepłej barwy.
- Dlaczego zero w was entuzjazmu? - zdziwił się.
- Daj im spokój, trudno im pożegnać się z dotychczasowym życiem, ale w końcu przywykną do nowego - przewrócił oczami dyrektor.
- Hej chłopaki! - Przed nami zjawiła się Danielle, ciągnąc za sobą dwie, różowe walizki.
Nikt jej nie odpowiedział, ale to nie zmazało jej uśmiechu. Westchnąłem głęboko, doskonale wiedząc, że będę musiał siedzieć w busie tuż obok niej. Dlaczego to wszystko jest tak popieprzone i trudne, odpowiecie mi?
Zapakowaliśmy bagaże do auta i rozsiedliśmy się na siedzeniach w środku. Usiadłem przy oknie, a Peazer zajęła miejsce obok. Splotła nasze dłonie i spojrzała na mnie z iskierkami w oczach.
- Nawet nie wiesz jak cieszę się na ten wyjazd! - odparła.
Uśmiechnąłem się do niej. Bo co innego miałem zrobić? Nie chciałem powiedzieć jej czegoś chamskiego, ale również nie byłem w stanie wydobyć ze swoich ust czegoś odpowiednio sprecyzowanego.
Jechaliśmy już może około pięciu minut, a ja już miałem serdecznie dość towarzystwa lokowatej, która wciąż gadała jak katarynka. Ogarnęła mnie fala złości i smutku. Zachciało mi się płakać, dlatego szybko przysunąłem głowę do szyby i zamknąłem oczy. Sen był najlepszym wyjściem na uspokojenie i przeżycie tej udręki, czyż nie?
Zbudziło mnie szturchnięcie Malik'a. Dan już dawno wybiegła z autobusu, by podziwiać Londyn, zupełnie zapominając o moim istnieniu. Czarnuszek jednak nie zapomniał. Stał nade mną, uśmiechając się szeroko.
- Wstawaj słoneczko - odrzekł uroczym głosem.
Pomógł mi się podnieść, ponieważ chwila odpoczynku odebrała mi wszystkie możliwe siły. Wyszliśmy z auta i od razu podeszliśmy do bagażnika po swoje walizki. Kiedy zostały wyłożone, Simon stanął naprzeciw nas.
- To wasz kompleks - pokazał na mieszkanie za sobą. - Mam nadzieję, że wam się podoba. (Przytaknęliśmy). Dzisiaj możecie się zrelaksować, zwiedzić miasto, co chcecie. Jutro natomiast macie być żywi i chętni do współpracy z tekściarzami. Bus przyjedzie po was o dziewiątej rano - oznajmił spokojnym tonem.
- A co ze mną? - wyrwała się dziewczyna.
- Kilka przecznic stąd jest twój mały apartament, w którym się zagnieździsz. Na pewno Ci się spodoba - uniósł kącki ust do góry. - Teraz niestety muszę już iść. Bawcie się dobrze.
Spojrzeliśmy całą piątką na siebie, a następnie na dom, w którym przyszło nam mieszkać. Właśnie miałem podnieść bagaże, by zajrzeć do środka, kiedy Dan rzuciła mi się w ramiona.
- Och skarbie! - krzyknęła uradowana. - Dzisiaj raczej się nie zobaczymy, bo skoczę na miasto, ale jutro po twojej pracy wpadnę. Nie tęsknij za dużo - musnęła swoimi delikatnymi wargami moje.
Szczerząc się, opuściła nas. Nareszcie!
My zabraliśmy się za wchodzenie do mieszkania. Okazało się, że całe drugie piętro jest dla nas, co bardzo mnie ucieszyło. Będziemy ze sobą blisko, a jednocześnie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Wszedłem do pokoju zarezerwowanego wyłącznie dla mnie. Był pomalowany na czarno i urządzony dość nowocześnie (nie chcę rozczulać się nad wystrojem, przecież mało co was to obchodzi, prawda?). Od razu mi się spodobało.
Usiadłem na kanapie. Minęły może dwie minuty, kiedy w pomieszczeniu zjawił się Zayn. Z lekkim uśmiechem na twarzy przysiadł obok mnie, wtulając swoją głowę w moje ramiona. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Och, jak dobrze, że go mam.
- Już lepiej? - zapytał, odrywając się ode mnie.
- Tak, dzięki Tobie - musnąłem jego policzek.
- Mam dość jej zachowania i towarzystwa. To pusta ździra - przewrócił oczami. Oczywiście miał na myśli Danielle, jeśli nie skojarzyliście.
- Mnie ona drażni jeszcze bardziej, ale w końcu do tego przywykniemy. Ważne, że mamy siebie i jesteśmy tutaj razem.
- Mam ochotę Cię pocałować - roześmiał się.
- Więc to zrób.
Przysunęliśmy się do siebie, wpijając w swoje usta. Nasze języki poczęły wykonywać spokojny i delikatny taniec, zupełnie zróżnicowany od tego, który towarzyszył nam za każdym razem. Przeszły mnie przyjemne dreszcze i nagle poczułem, że dłużej nie wytrzymam..
Powoli go podniosłem i cisnąłem nim o ścianę. Śmiał się jak wariat, uznając, że bardzo dobrze udaję ,,bad boy'a''. Podszedłem i po raz kolejny połączyłem nasze wargi, tym razem przyspieszając tempa naszego zachłannego pocałunku. W końcu zdjąłem z niego czarną koszulkę, która zlewała się z kolorem ściany w tym pokoju. Wylądowała na ziemi, a ja przeniosłem swoje usta na jego klatę. Podczas gdy ja obsypywałem go pocałunkami, ten wplatał swoje dłonie w moje włosy. Och, jakie to przyjemne!
Po chwili zdecydowałem się przejść do rzeczy. Powoli, wciąż muskając jego delikatną skórę, rozpiąłem jego rozporek i zsunąłem spodnie w dół. Następnie ściągnąłem również bokserki, odsłaniając jego przyrodzenie. Chichocząc wziąłem G O w ręce i już miałem zatopić w buzi, gdy usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
Och jakże modliłem się by to nie była zwariowana Danielle, która jednak stwierdziła, że chce spędzić dzisiejszy dzień tylko ze mną. Daj Boże! Dlaczego nie zamknąłem na klucz tych przeklętych drzwi?!
---------------------------------------------------
Od autorki: Witajcie moi kochani czytelnicy w niedzielne popołudnie. Czy tylko mnie tak cholernie nic się nie chce? Weekend powinien trwać znacznie dłużej, co?
Jesteście NIESAMOWICI. Powtarzam się, wiem, ale to jest szczera prawda! Wasze komentarze i wiadomości na tt zawsze wprawiają mnie w radość. Dziękuję, że jesteście :)
Widzę nowych obserwatorów. WITAJCIE ♥.
Wiecie, że jestem medium? Niedawno napisałam rozdział (który niedługo będziecie mogli przeczytać), w którym Zayn przynosi Payne'owi jego portret. Kilka dni po tym, okazało się, że Malik na serio narysował Li'ego. IT'S SO WEIRD..
A więc jak rozdział? Nie zabrało ani Ziam'a, ani nazywania Liam'a ,,słoneczkiem'', bo dowiedziałam się, że bardzo za tym tęskniliście :) Kto przyszedł? Może to Simon, który jednak zapomniał czegoś powiedzieć? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ - SKOMENTUJ :D
Okej, nie zanudzam. Have a nice day xx
mi też się nic nie chcee.. :) super rozdział ! myślę , że to chłopcy albo Danielle :) z niecierpliwością czekam na następny :) ♥
OdpowiedzUsuńjeśli masz ochotę to zajrzyj do mnie :) dopiero zaczynam i jest mało :) http://foreeveryoungonedirection.blogspot.com/
Ziam *-*! Jaka wtopa! Roździal tak jak zawsze BOSKI!
OdpowiedzUsuńmyślę,że to może być simon,ale mogą to być też chłopcy,hihi
OdpowiedzUsuńNoooooooo....!! To jest nie fair! Ja chcę wiedzieć co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńCudowny! Haha w tym momencie akurat musial ktos wejsc! :P
OdpowiedzUsuńRozdział jest super. Kocham cię ♥
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale prześladuje mnie myśl, że osobą która przeszkodziła kochanemu Ziamowi ;* , jest Harry, bo go coś tak najmniej w tym opo :) x
OdpowiedzUsuńCzekam na next :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, haha no ciekawa jestem kto im przeszkodził, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, czekam z niecierpliwością i życzę Ci weny :).
OdpowiedzUsuńMonia skarbie. Kocham jak ty piszesz. Po prostu masakra. Dzięki Tobie pokochałam Ziam'a. Jesteś wielką! ~Mała x
OdpowiedzUsuńCzuję się dumna z zarażenia innych do Ziam'a :D x
UsuńWspaniały <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ! :)
Huhu jeny jak j a czekałam na ten rozdział ^^ Energioa dzięki Tobie mnie roziera ;p Wydaję mi się że to ktoś taki któremu może się to nie sodobać bo Ty zawsze coś musisz wymyłsić hehe ;d czekam na NEXT ;**
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga zarazilas mne Ziamem.Czekam na nastepny rodzial i ciekawe kto to przyszedl.
OdpowiedzUsuńMnie tez zarazilas! :D
UsuńOMG! :o
OdpowiedzUsuńAhahahah jaka wtopa! :p
Nie będę zgadywać kto to, bo wiem, że i tak nie zgadnę xD
Czekam na następny rozdział i nie mogę się doczekać kto przyszedł i jakie będą tego konsekwencje ♥
Najlepsza wtopa ever! Haha
OdpowiedzUsuńHahaha... zgadzam się. ;D
Usuń