- Udało nam się znaleźć dalszą rodzinę. Niestety rodzice Darcy nie utrzymywali z nimi dobrych stosunków, dlatego ludzie Ci, nie chcą przyjąć do siebie ich córki. W takim przypadku jesteśmy zmuszeni oddać ją do domu dziecka - poinformował mnie spokojnym tonem.
- Ludzie to zwyrodnialcy - skomentowałem, choć w duchu cieszyłem się, że moja mała stokrotka nie będzie musiała nigdzie wyjeżdżać i nadal będziemy mogli się z nią widywać.
- Zgadzam się z panem w stu procentach - przytaknął.
- Może mi jeszcze pan powiedzieć, kiedy dziewczynka zostanie przetransportowana do sierocińca? - spytałem.
- Aktualnie dalej śpi. Myślę, że kiedy się obudzi, od razu zostanie przewieziona do swojego teraźniejszego miejsca zamieszkania - odpowiedział.
- Dziękuję panu za pomoc. Jestem naprawdę wdzięczny - uśmiechnąłem się do siebie.
- Jak już mówiłem, to moja praca. Cieszę się, że mogłem się przydać. Teraz już niestety muszę kończyć. Do widzenia panie Payne - powiedział i rozłączył się.
Usiadłem na powrót na łóżku, zaczynając rozmyślać o mojej księżniczce. Z jednej strony było mi przykro, że jej własna rodzina potraktowała ją z góry i na pewno będzie to dla niej trudne, ale przecież z drugiej strony.. ona sama chciała trafić do bidula. Chciała nas widywać równie często, jak my ją.
- Liam wstałeś? - Usłyszałem głos mamy.
- Tak, już idę mamo - krzyknąłem, opuszczając pokój.
Zszedłem na dół, do kuchni. Sięgnąłem po niebieską miskę i nasypałem do niej płatków, a następnie wlałem mleka. Usiadłem na krześle i spojrzałem na rodzicielkę, która wciąż obserwowała każdy mój ruch.
- Coś nie tak? - wyrwałem się.
- Wczoraj, gdy wróciłeś, powiedziałeś, że cieszysz się z mojego widoku, ale widziałam, że nie jesteś zbyt zadowolony. Co tam się wydarzyło? - spytała bezpośrednio.
Wzdychając głęboko, dokończyłem swoje śniadanie i podjąłem się krótkiej opowieści dotyczącej znalezienia małej dziewczynki w drewnianym domku na drzewie, w środku lasu. Podczas mówienia ogarniąły mnie tak wielkie emocje, że cieszyłem się i smuciłem jednocześnie, przez co mama nie mogła za mną nadążyć.
- I trafi do sierocińca? - zaciekawiła się.
- Tak, mówiłem już.
- Jestem zszokowana. - Przyglądała mi się z zmarszczonym czołem. - Liam po pierwsze jesteś bardzo kochany. Zdołałeś pomóc tej małej istotce! A po drugie.. biedna ta mała. Straciła rodziców, całe swoje dotychczasowe życie, a rodzina ją odrzuciła. - Na jej twarz wstąpił grymas.
- Wiem o tym. Dlatego będziemy się starali wraz z chłopakami zaopiekować się nią i sprawić, by choć przez chwilę była szczęśliwa i w miarę dobrze przeżyła swoje dzieciństwo - odparłem.
- Nie mogę wyjść z podziwu, że wychowałam tak zdolnego i dobrego człowieka. - Rodzicielka podeszła do mnie, przytulając do siebie.
Sam byłem odrobinę zaskoczony moją kruchością i delikatnością, ale chyba znałem powód mojej dobroci. Sam miałem okropne dzieciństwo. Urodziłem się prawie martwy, dostawałem dziennie po kilkadziesiąt zastrzyków, żyłem z jedną nerką, byłem prześladowany w szkole i musiałem chodzić na lekcje boxu, z których wracałem posiniaczony i zmęczony. Nienawidziłem swojego życia, a mimo to, nie poddałem się. Obiecałem sobie iść przez świat, nie omijając krzywdy drugiego człowieka. Chciałbym w przyszłości wspomagać akcje charytatywne. Wolę, żeby inni mieli lepiej, niż ja, osoba która teraz zniesie każdą porażkę.
- Już mamo, możesz mnie puścić - zaśmiałem się.
- Pomożesz mi sprzątać? - zapytała, obdarowując mnie błagalnym spojrzeniem.
- Oczywiście! Od czego mam zacząć?
- Zetrzyj kurze w salonie, skoś trawę na tarasie i podlej roślinki w domu i na zewnątrz. Tylko o tyle Cię dziś proszę. Zrobisz to dla mnie?
- Głupio pytasz - przewróciłem oczami, wychodząc z kuchni.
Najpierw wziąłem się za sprzątanie salonu, a następnie za podlanie kwiatów w domu. Że też mamie zachciało się co najmniej jednej roślinki w każdym pomieszczeniu! Kończąc podlewać, wyszedłem na taras. Koszenie trwały zajęło mi bardzo mało czasu, zważając na fakt, że zieleń pokrywała dość małą przestrzeń. Zostało mi już tylko podlanie kwiatów. W tym celu wyciągnąłem węża ogrodowego.
- Liam! Liam! - Usłyszałem krzyki i zaraz zobaczyłem barmankę na balkonie pani Miller.
- Cześć Lily! - pomachałem jej.
- Jesteś bardzo zajęty? Może wpadniesz chociaż na pięć minut? Stęskniłyśmy się za Tobą! - uśmiechnęła się.
- No dobrze, ale naprawdę na pięć minut. Muszę jeszcze pójść na próbę do dyrektora i gramy dziś na weselu znanego producenta muzycznego - stwierdziłem.
- Nie ma sprawy, a teraz sobie ładnie podlewaj - zachichotała.
Unosząc cwaniacko kąciki ust do góry, skierowałem węża w stronę jej ciała, które oblała fala wody. Momentalnie jej ubrania były mokre, a wyraz twarzy mówił ,,przestań już!''.
- Za co to było?! - syknęła, kiedy dałem jej spokój.
- Uwielbiam patrzeć kiedy się denerwujesz - pokazałem język.
- Masz szczęście, że jesteś słodki - pokiwała głową i odeszła.
Gdy skończyłem podlewać rośliny mojej mamy, wróciłem na górę. Przebrałem się w coś wygodnego i udałem się do sąsiedniego domu, nie dzwoniąc do drzwi, jak to miałem w zwyczaju.
- Liam! - krzyknęła brunetka i podbiegła do mnie, rzucając się w ramiona.
- Jak dobrze, że nie jesteś już mokra - zachichotałem, obejmując ją.
- Dzień dobry - usłyszałem moją ulubioną staruszkę.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, podchodząc do niej i muskając jej pomarszczone czoło.
- Opowiadaj jak było! - wyrwała się z entuzjazmem przyjaciółka.
- Kochanie daj mu usiąść. Chciałbyś czegoś do picia? - spytała kobieta, uśmiechając się.
- Poproszę soku - odparłem, siadając przy stole.
Po podaniu mi napoju, zacząłem swoją opowieść. Mamie opowiedziałem tylko o małej Darcy, a moim dwóm najbliższym osobom, mogłem opowiedzieć również o nocy spędzonej z Zayn'em, o naszych słodkich pobudkach i wspólnym przygotowywaniu jedzenia. Wreszcie mogłem komuś o tym powiedzieć, czując jak przy tym promienieję.
- To miłe z twojej strony, że pomogłeś tej małej. Jestem z Ciebie cholernie dumna. - Ucieszyła się pani Miller.
- Czekaj.. To Malik jest o mnie zazdrosny? - zdziwiła się Lily.
- Tak. Wyjaśniłem mu już, że nic nas nie łączy prócz przyjaźni - odpowiedziałem szybko.
- No cóż, ważne, że wszystko dobrze się skończyło. Przeżyłeś kilka wspaniałych chwil i myślę, że czekają na Ciebie już nowe, na przykład dzisiaj. Jak się czujesz z tym, że wystąpisz na weselu znanego chyba na całym świecie Simon'a? - Staruszka nagle zmieniła temat.
- Wyśmienicie - wyszczerzyłem się. - Nie mogę uwierzyć, że zaszliśmy już tak daleko. Nigdy nie myślałem, że będę w zespole, a to, że mogliśmy wystąpić na dorocznym festiwalu, było dla mnie wielkim osiągnięciem - dodałem.
- To początek kochanie - odrzekła.
- Wszystko w swoim czasie - wzruszyłem ramionami. - A co u was? Jak wspólne mieszkanie? Chyba jestem mistrzem w łączeniu ludzi! - zaśmiałem się.
- Widzę, że skromności nie masz za grosz - pokazała mi język barmanka. - U nas wszystko w jak najlepszym porządku. Dogadujemy się bardzo dobrze. Pani Miller jest dla mnie jak babcia, która o mnie dba i jest oddaną towarzyszką, natomiast ja, staram się jej pomóc jak tylko potrafię. Sprzątam, piorę, robię zakupy.. prawda? - spojrzała na staruszkę.
- Ależ oczywiście, że prawda. Jesteśmy Ci bardzo wdzięczne, a w szczególności ja. Już nie czuję się taka samotna - położyła swoją dłoń na mojej, gładząc ją przy tym.
- Och, już nie dziękujcie - machnąłem ręką.
- Powiedz mi Li.. Przyznałeś się w końcu rodzinie do swojego homoseksualizmu? - zapytała brunetka, przegryzając dolną wargę.
- Nie - westchnąłem, spuszczając głowę. - Miałem na to świetną okazję, ale spanikowałem. Nie byłem jeszcze gotów. Przecież dopiero co przyznałem się do tego przed moimi najlepszymi kumplami!
- A czy teraz jesteś gotów? - Lily podniosła mój podbródek.
- Sam nie wiem. Chciałbym żeby było już po wszystkim - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli tylko znajdziesz w sobie siłę, już dziś może być po wszystkim. Musisz tylko mocno chcieć. Było Ci lepiej, kiedy przestałeś się ukrywać przed kolegami, prawda? - Kiwnąłem głową, przyglądając się postaci pani Miller, z której ust wypłynęło pytanie skierowane do mnie. - Twoi bliscy na pewno Cię zaakceptują, nie mają innego wyboru - dodała.
- Rozmawialiśmy na ten temat wiele razy i szczerze? Mam go już dość. Jeśli się odważę, zrobię to już niedługo. Jeśli nie, poczekam, aż będę na tyle silny, by wyznać im kim tak naprawdę jestem.
- Ale nie denerwuj się tak. - Barmanka wstała z miejsca i podeszła mnie przytulić.
Poczułem napływające ciepło i wsparcie. Nie wiem co bym zrobił bez tych dwóch kobiet w swoim życiu. Są ze mną zawsze wtedy, kiedy kogoś potrzebuję. Wspierają mnie i pomagają. Oddałbym za nie życie, gdyby było trzeba.
- Dziękuję wam za wszystko, ale muszę już iść. Zaraz wpadną chłopaki i pójdziemy na próbę. Życzcie mi powodzenia!
Pożegnałem się z moimi sąsiadkami i wróciłem do swojego domu. Zajadąc się bananem, usłyszałem dzwonek, rozlegający się po całym mieszkaniu. Podszedłem do drzwi i otwierając je, ujrzałem cztery smutne twarze.
- Coś się stało? Wyglądacie na przygnębionych - zapytałem.
- Co z Darcy? Odesłali ją gdzieś daleko? Zobaczymy ją jeszcze? - Dopytywali.
- Och, o to chodzi - roześmiałem się, machnąwszy ręką. - Dziś rano dzwonił do mnie pan Lawson, który wczoraj nas przesłuchiwał. Przekazał mi, że nasza mała stokrotka ma dalszą rodzinę, która nie chce jej przyjąć, przez wzgląd na złe stosunki utrzymywane z jej rodzicami. Pewnie przewieźli ją już do sierocińca.
- Uff, jak dobrze - odetchnął z ulgą Nialler.
- Możemy do niej pójść po próbie? - zainteresował się Louis.
- Bardzo bym chciał, ale nie mamy na to czasu. Musimy przecież dostać się do Londynu na godzinę osiemnastą - westchnąłem.
- Gdzie spędzimy noc? - wtrącił czarnuszek.
- Myślę, że Simon wynajmie dla nas jakiś pokój. Jutro przecież gramy na jego poprawinach, więc wydaje mi się to bez sensu, wracać do Wolverhampton - odparłem.
- Miejmy taką nadzieję - odezwał się Styles.
W krótkim czasie dotarliśmy pod dom pana Bennet'a. Drzwi zostały otwarte przez jego małżonkę, która od razu zaprosiła nas do środka. Jak zawsze rozsiedliśmy się na wygodnych kanapach, częstując się przy tym przekąskami, czekającymi tylko na nas.
- Witam dzieciaki. I jak wyjazd? - W pomieszczeniu zjawił się dyrektor, zajmując miejsce w fotelu.
- Bardzo dobrze. Zżyliśmy się trochę ze sobą, odpoczęliśmy i takie tam - odpowiedział Lou. Nie chciał wspominać o Darcy, rozumiałem to.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że mieliście czas na próby? - uniósł jedną brew do góry.
- Spokojnie, zadbałem o to - odpowiedziałem.
- Więc zabieramy się do roboty. Pokażcie mi co umiecie!
Zabierając do rąk swoje teksty, zaczęliśmy śpiewać. Wciąż czułem na sobie palący wzrok mężczyzny, jakby tylko czekał na jakąś pomyłkę, za którą mógłby mnie skrzyczeć.
Jednak wszystko wyszło idealnie. Dyrektor naszej szkoły nie miał żadnych zastrzeżeń i nie był z nas nie tylko zadowolony, ale również dumny.
- Na którą macie być w Londynie? - zapytał.
- Na osiemnastą, proszę pana - odrzekł Horan.
- Czym się tam dostaniecie?
- Pojedziemy moim autem - powiedział Harry.
- Dobrze, więc życzę wam powodzenia. Nie spieprzcie niczego i wypadnijcie dobrze, tak żebym potem usłyszał od pana Cowell'a same dobre pochwały na was. Poniedziałek macie wolny. Daję wam czas na spisanie notatek z ostatnich lekcji.
- Dziękujemy. A teraz, możemy już pójść? Trochę się nam spieszy - odrzekł Zayn.
- Jasne, do widzenia - uśmiechnął się.
Wyszliśmy z jego mieszkania i stanęliśmy w grupce. Umówiliśmy się, że za godzinę spotkamy się u Styles'a. Następnie każdy z nas ruszył w swoją stronę.
- Tęsknie za nią - odezwał się blondynek.
- Za Gabi czy Darcy? - zaśmiałem się, a ten mnie szturchnął.
- Niech Ci będzie, za obiema - przewrócił oczami.
- No wiesz, mnie nie zależy byś tęsknił za Gabrielle. Chyba za nią nie przepadam - wzruszyłem ramionami.
- A ja zrozumiałem, że za bardzo się pospieszyłem. Raczej będziemy musieli się rozstać - westchnął.
- Poradzisz sobie stary, wierzę w Ciebie - klepnąłem go w ramię.
Dotarliśmy do swoich domów. Wszedłem do środka i od razu udałem się do swojego pokoju. Podszedłem do szafy, by wybrać sobie jakieś ubrania na dzisiejszy wieczór.
- Co tam? - W pomieszczeniu zjawiła się Nicola.
- Wszystko w jak najlepszym porządku, a jak u Ciebie? Rodzice wciąż czepiają się, że nic im nie powiedziałaś na temat ślubu z Nick'iem? - zapytałem.
- Mają do mnie urazę, ale starają się tego nie okazywać. Nadal pytają czy czegoś nam nie pomóc przy weselu lub nowym mieszkaniu.
- To chyba dobrze, prawda? - odwróciłem się do niej.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się lekko. - Trochę jestem na siebie zła, że zwlekałam z wyznaniem tego tak długo. Powinnam powiedzieć wszystko już na początku.
- Ważne, że jest już okej - uniosłem kąciki ust do góry. - Która koszula lepsza, ta czy ta?
Dzięki pomocy siostry, szybko zdecydowałem się na odpowiednie ciuchy. Następnie poszedłem do łazienki, by wziąć prysznic i dojść do ładu z moimi włosami, które z dnia na dzień były coraz dłuższe. Jakim cudem?!
Będąc gotowym, zszedłem na dół, gdzie zastałem w salonie swoją mamę. Przytuliła mnie mocno, zapewniając, że będzie trzymać za nas kciuki. Byłem jej niezmiernie wdzięczny za to całe wsparcie.
W krótkim czasie dotarłem do domu Harry'ego, gdzie pozostali czekali już tylko na mnie. Jak zawsze Payne musi się spóźnić. Muszę to zmienić, stanowczo!
Usiedliśmy na tych samych miejscach, co kiedy wyruszaliśmy nad jezioro.
*~*
Graliśmy dla gości już drugą godzinę. Byłem ciekaw co sądzi o nas Simon, ale wciąż był zajęty swoją nową małżonką. Nie odstępował jej nawet na krok!
W końcu, podczas przerwy na jedzenie, zauważyłem, że mężczyzna zmierza w naszym kierunku. Jak zawsze szczelnie chował swoje emocje, przez co nie wiedziałem czy chce na nas nawrzeszczeć, czy nas pochwalić.
- Czekałem na pana - zwróciłem się do niego. - Dajemy radę? Podoba się panu? - zapytałem z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
-------------------------------------------------------------------------
Od autorki: Heej! Kilka spraw:
- Przepraszam za wczorajszy brak rozdziału, ale niestety nie miałam czasu. Byłam na TIU! Mamo, byliście? Świetny film. Tylko mnie zbliżył do moich idoli, pozwolił zobaczyć, że to normalni chłopacy i utwierdził w tym, że Liam to mój ideał chłopaka. Śmiałam się z nich cały seans! Dajcie mi spędzić z nimi jeden dzień. W ogóle to cały czas z moich ust tylko ,,Ziam!'' ha! A fanka, która powiedziała, że Li to jej ulubieniec, a on wyłonił się z tyłu i ją przytulił, wygrała życie. Jak wasze wrażenia?
- Stawiacie mnie między młotem a kowadłem. Większość chce Larry'ego w moim opowiadaniu. Ale są też tacy co nie chcą i boje się, że jeśli uwzględnię tę dwójkę, to stracę czytelników i się na mnie obrazicie :(
- Rozdziały, wydaje mi się, nie będą już tak często. Idę teraz do klasy trzeciej gimnazjum i wiecie.. testy gimnazjalne, których się bardzo boję. Także będę dysponować mniejszą ilością czasu, ale nie bójcie się! Nie zostawię was i blog będzie dalej funkcjonował :)
- Nie wiem na razie co z notką o Ziam'ie. Nie miałam czasu by ją dokończyć, ale wydaje mi się, że teraz znajdę chwilę, bo muszę czymś zająć głowę, by nie myśleć o jednej osobie.
- Dziś robię melanż życia, ha! Najpierw wypijemy za koniec wakacji, a potem będziemy spały w namiocie. Trzymajcie kciuki żeby wszystko się udało!
Kocham was, nie zapominajcie. Have a nice day x
- Ludzie to zwyrodnialcy - skomentowałem, choć w duchu cieszyłem się, że moja mała stokrotka nie będzie musiała nigdzie wyjeżdżać i nadal będziemy mogli się z nią widywać.
- Zgadzam się z panem w stu procentach - przytaknął.
- Może mi jeszcze pan powiedzieć, kiedy dziewczynka zostanie przetransportowana do sierocińca? - spytałem.
- Aktualnie dalej śpi. Myślę, że kiedy się obudzi, od razu zostanie przewieziona do swojego teraźniejszego miejsca zamieszkania - odpowiedział.
- Dziękuję panu za pomoc. Jestem naprawdę wdzięczny - uśmiechnąłem się do siebie.
- Jak już mówiłem, to moja praca. Cieszę się, że mogłem się przydać. Teraz już niestety muszę kończyć. Do widzenia panie Payne - powiedział i rozłączył się.
Usiadłem na powrót na łóżku, zaczynając rozmyślać o mojej księżniczce. Z jednej strony było mi przykro, że jej własna rodzina potraktowała ją z góry i na pewno będzie to dla niej trudne, ale przecież z drugiej strony.. ona sama chciała trafić do bidula. Chciała nas widywać równie często, jak my ją.
- Liam wstałeś? - Usłyszałem głos mamy.
- Tak, już idę mamo - krzyknąłem, opuszczając pokój.
Zszedłem na dół, do kuchni. Sięgnąłem po niebieską miskę i nasypałem do niej płatków, a następnie wlałem mleka. Usiadłem na krześle i spojrzałem na rodzicielkę, która wciąż obserwowała każdy mój ruch.
- Coś nie tak? - wyrwałem się.
- Wczoraj, gdy wróciłeś, powiedziałeś, że cieszysz się z mojego widoku, ale widziałam, że nie jesteś zbyt zadowolony. Co tam się wydarzyło? - spytała bezpośrednio.
Wzdychając głęboko, dokończyłem swoje śniadanie i podjąłem się krótkiej opowieści dotyczącej znalezienia małej dziewczynki w drewnianym domku na drzewie, w środku lasu. Podczas mówienia ogarniąły mnie tak wielkie emocje, że cieszyłem się i smuciłem jednocześnie, przez co mama nie mogła za mną nadążyć.
- I trafi do sierocińca? - zaciekawiła się.
- Tak, mówiłem już.
- Jestem zszokowana. - Przyglądała mi się z zmarszczonym czołem. - Liam po pierwsze jesteś bardzo kochany. Zdołałeś pomóc tej małej istotce! A po drugie.. biedna ta mała. Straciła rodziców, całe swoje dotychczasowe życie, a rodzina ją odrzuciła. - Na jej twarz wstąpił grymas.
- Wiem o tym. Dlatego będziemy się starali wraz z chłopakami zaopiekować się nią i sprawić, by choć przez chwilę była szczęśliwa i w miarę dobrze przeżyła swoje dzieciństwo - odparłem.
- Nie mogę wyjść z podziwu, że wychowałam tak zdolnego i dobrego człowieka. - Rodzicielka podeszła do mnie, przytulając do siebie.
Sam byłem odrobinę zaskoczony moją kruchością i delikatnością, ale chyba znałem powód mojej dobroci. Sam miałem okropne dzieciństwo. Urodziłem się prawie martwy, dostawałem dziennie po kilkadziesiąt zastrzyków, żyłem z jedną nerką, byłem prześladowany w szkole i musiałem chodzić na lekcje boxu, z których wracałem posiniaczony i zmęczony. Nienawidziłem swojego życia, a mimo to, nie poddałem się. Obiecałem sobie iść przez świat, nie omijając krzywdy drugiego człowieka. Chciałbym w przyszłości wspomagać akcje charytatywne. Wolę, żeby inni mieli lepiej, niż ja, osoba która teraz zniesie każdą porażkę.
- Już mamo, możesz mnie puścić - zaśmiałem się.
- Pomożesz mi sprzątać? - zapytała, obdarowując mnie błagalnym spojrzeniem.
- Oczywiście! Od czego mam zacząć?
- Zetrzyj kurze w salonie, skoś trawę na tarasie i podlej roślinki w domu i na zewnątrz. Tylko o tyle Cię dziś proszę. Zrobisz to dla mnie?
- Głupio pytasz - przewróciłem oczami, wychodząc z kuchni.
Najpierw wziąłem się za sprzątanie salonu, a następnie za podlanie kwiatów w domu. Że też mamie zachciało się co najmniej jednej roślinki w każdym pomieszczeniu! Kończąc podlewać, wyszedłem na taras. Koszenie trwały zajęło mi bardzo mało czasu, zważając na fakt, że zieleń pokrywała dość małą przestrzeń. Zostało mi już tylko podlanie kwiatów. W tym celu wyciągnąłem węża ogrodowego.
- Liam! Liam! - Usłyszałem krzyki i zaraz zobaczyłem barmankę na balkonie pani Miller.
- Cześć Lily! - pomachałem jej.
- Jesteś bardzo zajęty? Może wpadniesz chociaż na pięć minut? Stęskniłyśmy się za Tobą! - uśmiechnęła się.
- No dobrze, ale naprawdę na pięć minut. Muszę jeszcze pójść na próbę do dyrektora i gramy dziś na weselu znanego producenta muzycznego - stwierdziłem.
- Nie ma sprawy, a teraz sobie ładnie podlewaj - zachichotała.
Unosząc cwaniacko kąciki ust do góry, skierowałem węża w stronę jej ciała, które oblała fala wody. Momentalnie jej ubrania były mokre, a wyraz twarzy mówił ,,przestań już!''.
- Za co to było?! - syknęła, kiedy dałem jej spokój.
- Uwielbiam patrzeć kiedy się denerwujesz - pokazałem język.
- Masz szczęście, że jesteś słodki - pokiwała głową i odeszła.
Gdy skończyłem podlewać rośliny mojej mamy, wróciłem na górę. Przebrałem się w coś wygodnego i udałem się do sąsiedniego domu, nie dzwoniąc do drzwi, jak to miałem w zwyczaju.
- Liam! - krzyknęła brunetka i podbiegła do mnie, rzucając się w ramiona.
- Jak dobrze, że nie jesteś już mokra - zachichotałem, obejmując ją.
- Dzień dobry - usłyszałem moją ulubioną staruszkę.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, podchodząc do niej i muskając jej pomarszczone czoło.
- Opowiadaj jak było! - wyrwała się z entuzjazmem przyjaciółka.
- Kochanie daj mu usiąść. Chciałbyś czegoś do picia? - spytała kobieta, uśmiechając się.
- Poproszę soku - odparłem, siadając przy stole.
Po podaniu mi napoju, zacząłem swoją opowieść. Mamie opowiedziałem tylko o małej Darcy, a moim dwóm najbliższym osobom, mogłem opowiedzieć również o nocy spędzonej z Zayn'em, o naszych słodkich pobudkach i wspólnym przygotowywaniu jedzenia. Wreszcie mogłem komuś o tym powiedzieć, czując jak przy tym promienieję.
- To miłe z twojej strony, że pomogłeś tej małej. Jestem z Ciebie cholernie dumna. - Ucieszyła się pani Miller.
- Czekaj.. To Malik jest o mnie zazdrosny? - zdziwiła się Lily.
- Tak. Wyjaśniłem mu już, że nic nas nie łączy prócz przyjaźni - odpowiedziałem szybko.
- No cóż, ważne, że wszystko dobrze się skończyło. Przeżyłeś kilka wspaniałych chwil i myślę, że czekają na Ciebie już nowe, na przykład dzisiaj. Jak się czujesz z tym, że wystąpisz na weselu znanego chyba na całym świecie Simon'a? - Staruszka nagle zmieniła temat.
- Wyśmienicie - wyszczerzyłem się. - Nie mogę uwierzyć, że zaszliśmy już tak daleko. Nigdy nie myślałem, że będę w zespole, a to, że mogliśmy wystąpić na dorocznym festiwalu, było dla mnie wielkim osiągnięciem - dodałem.
- To początek kochanie - odrzekła.
- Wszystko w swoim czasie - wzruszyłem ramionami. - A co u was? Jak wspólne mieszkanie? Chyba jestem mistrzem w łączeniu ludzi! - zaśmiałem się.
- Widzę, że skromności nie masz za grosz - pokazała mi język barmanka. - U nas wszystko w jak najlepszym porządku. Dogadujemy się bardzo dobrze. Pani Miller jest dla mnie jak babcia, która o mnie dba i jest oddaną towarzyszką, natomiast ja, staram się jej pomóc jak tylko potrafię. Sprzątam, piorę, robię zakupy.. prawda? - spojrzała na staruszkę.
- Ależ oczywiście, że prawda. Jesteśmy Ci bardzo wdzięczne, a w szczególności ja. Już nie czuję się taka samotna - położyła swoją dłoń na mojej, gładząc ją przy tym.
- Och, już nie dziękujcie - machnąłem ręką.
- Powiedz mi Li.. Przyznałeś się w końcu rodzinie do swojego homoseksualizmu? - zapytała brunetka, przegryzając dolną wargę.
- Nie - westchnąłem, spuszczając głowę. - Miałem na to świetną okazję, ale spanikowałem. Nie byłem jeszcze gotów. Przecież dopiero co przyznałem się do tego przed moimi najlepszymi kumplami!
- A czy teraz jesteś gotów? - Lily podniosła mój podbródek.
- Sam nie wiem. Chciałbym żeby było już po wszystkim - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli tylko znajdziesz w sobie siłę, już dziś może być po wszystkim. Musisz tylko mocno chcieć. Było Ci lepiej, kiedy przestałeś się ukrywać przed kolegami, prawda? - Kiwnąłem głową, przyglądając się postaci pani Miller, z której ust wypłynęło pytanie skierowane do mnie. - Twoi bliscy na pewno Cię zaakceptują, nie mają innego wyboru - dodała.
- Rozmawialiśmy na ten temat wiele razy i szczerze? Mam go już dość. Jeśli się odważę, zrobię to już niedługo. Jeśli nie, poczekam, aż będę na tyle silny, by wyznać im kim tak naprawdę jestem.
- Ale nie denerwuj się tak. - Barmanka wstała z miejsca i podeszła mnie przytulić.
Poczułem napływające ciepło i wsparcie. Nie wiem co bym zrobił bez tych dwóch kobiet w swoim życiu. Są ze mną zawsze wtedy, kiedy kogoś potrzebuję. Wspierają mnie i pomagają. Oddałbym za nie życie, gdyby było trzeba.
- Dziękuję wam za wszystko, ale muszę już iść. Zaraz wpadną chłopaki i pójdziemy na próbę. Życzcie mi powodzenia!
Pożegnałem się z moimi sąsiadkami i wróciłem do swojego domu. Zajadąc się bananem, usłyszałem dzwonek, rozlegający się po całym mieszkaniu. Podszedłem do drzwi i otwierając je, ujrzałem cztery smutne twarze.
- Coś się stało? Wyglądacie na przygnębionych - zapytałem.
- Co z Darcy? Odesłali ją gdzieś daleko? Zobaczymy ją jeszcze? - Dopytywali.
- Och, o to chodzi - roześmiałem się, machnąwszy ręką. - Dziś rano dzwonił do mnie pan Lawson, który wczoraj nas przesłuchiwał. Przekazał mi, że nasza mała stokrotka ma dalszą rodzinę, która nie chce jej przyjąć, przez wzgląd na złe stosunki utrzymywane z jej rodzicami. Pewnie przewieźli ją już do sierocińca.
- Uff, jak dobrze - odetchnął z ulgą Nialler.
- Możemy do niej pójść po próbie? - zainteresował się Louis.
- Bardzo bym chciał, ale nie mamy na to czasu. Musimy przecież dostać się do Londynu na godzinę osiemnastą - westchnąłem.
- Gdzie spędzimy noc? - wtrącił czarnuszek.
- Myślę, że Simon wynajmie dla nas jakiś pokój. Jutro przecież gramy na jego poprawinach, więc wydaje mi się to bez sensu, wracać do Wolverhampton - odparłem.
- Miejmy taką nadzieję - odezwał się Styles.
W krótkim czasie dotarliśmy pod dom pana Bennet'a. Drzwi zostały otwarte przez jego małżonkę, która od razu zaprosiła nas do środka. Jak zawsze rozsiedliśmy się na wygodnych kanapach, częstując się przy tym przekąskami, czekającymi tylko na nas.
- Witam dzieciaki. I jak wyjazd? - W pomieszczeniu zjawił się dyrektor, zajmując miejsce w fotelu.
- Bardzo dobrze. Zżyliśmy się trochę ze sobą, odpoczęliśmy i takie tam - odpowiedział Lou. Nie chciał wspominać o Darcy, rozumiałem to.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że mieliście czas na próby? - uniósł jedną brew do góry.
- Spokojnie, zadbałem o to - odpowiedziałem.
- Więc zabieramy się do roboty. Pokażcie mi co umiecie!
Zabierając do rąk swoje teksty, zaczęliśmy śpiewać. Wciąż czułem na sobie palący wzrok mężczyzny, jakby tylko czekał na jakąś pomyłkę, za którą mógłby mnie skrzyczeć.
Jednak wszystko wyszło idealnie. Dyrektor naszej szkoły nie miał żadnych zastrzeżeń i nie był z nas nie tylko zadowolony, ale również dumny.
- Na którą macie być w Londynie? - zapytał.
- Na osiemnastą, proszę pana - odrzekł Horan.
- Czym się tam dostaniecie?
- Pojedziemy moim autem - powiedział Harry.
- Dobrze, więc życzę wam powodzenia. Nie spieprzcie niczego i wypadnijcie dobrze, tak żebym potem usłyszał od pana Cowell'a same dobre pochwały na was. Poniedziałek macie wolny. Daję wam czas na spisanie notatek z ostatnich lekcji.
- Dziękujemy. A teraz, możemy już pójść? Trochę się nam spieszy - odrzekł Zayn.
- Jasne, do widzenia - uśmiechnął się.
Wyszliśmy z jego mieszkania i stanęliśmy w grupce. Umówiliśmy się, że za godzinę spotkamy się u Styles'a. Następnie każdy z nas ruszył w swoją stronę.
- Tęsknie za nią - odezwał się blondynek.
- Za Gabi czy Darcy? - zaśmiałem się, a ten mnie szturchnął.
- Niech Ci będzie, za obiema - przewrócił oczami.
- No wiesz, mnie nie zależy byś tęsknił za Gabrielle. Chyba za nią nie przepadam - wzruszyłem ramionami.
- A ja zrozumiałem, że za bardzo się pospieszyłem. Raczej będziemy musieli się rozstać - westchnął.
- Poradzisz sobie stary, wierzę w Ciebie - klepnąłem go w ramię.
Dotarliśmy do swoich domów. Wszedłem do środka i od razu udałem się do swojego pokoju. Podszedłem do szafy, by wybrać sobie jakieś ubrania na dzisiejszy wieczór.
- Co tam? - W pomieszczeniu zjawiła się Nicola.
- Wszystko w jak najlepszym porządku, a jak u Ciebie? Rodzice wciąż czepiają się, że nic im nie powiedziałaś na temat ślubu z Nick'iem? - zapytałem.
- Mają do mnie urazę, ale starają się tego nie okazywać. Nadal pytają czy czegoś nam nie pomóc przy weselu lub nowym mieszkaniu.
- To chyba dobrze, prawda? - odwróciłem się do niej.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się lekko. - Trochę jestem na siebie zła, że zwlekałam z wyznaniem tego tak długo. Powinnam powiedzieć wszystko już na początku.
- Ważne, że jest już okej - uniosłem kąciki ust do góry. - Która koszula lepsza, ta czy ta?
Dzięki pomocy siostry, szybko zdecydowałem się na odpowiednie ciuchy. Następnie poszedłem do łazienki, by wziąć prysznic i dojść do ładu z moimi włosami, które z dnia na dzień były coraz dłuższe. Jakim cudem?!
Będąc gotowym, zszedłem na dół, gdzie zastałem w salonie swoją mamę. Przytuliła mnie mocno, zapewniając, że będzie trzymać za nas kciuki. Byłem jej niezmiernie wdzięczny za to całe wsparcie.
W krótkim czasie dotarłem do domu Harry'ego, gdzie pozostali czekali już tylko na mnie. Jak zawsze Payne musi się spóźnić. Muszę to zmienić, stanowczo!
Usiedliśmy na tych samych miejscach, co kiedy wyruszaliśmy nad jezioro.
*~*
Graliśmy dla gości już drugą godzinę. Byłem ciekaw co sądzi o nas Simon, ale wciąż był zajęty swoją nową małżonką. Nie odstępował jej nawet na krok!
W końcu, podczas przerwy na jedzenie, zauważyłem, że mężczyzna zmierza w naszym kierunku. Jak zawsze szczelnie chował swoje emocje, przez co nie wiedziałem czy chce na nas nawrzeszczeć, czy nas pochwalić.
- Czekałem na pana - zwróciłem się do niego. - Dajemy radę? Podoba się panu? - zapytałem z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
-------------------------------------------------------------------------
Od autorki: Heej! Kilka spraw:
- Przepraszam za wczorajszy brak rozdziału, ale niestety nie miałam czasu. Byłam na TIU! Mamo, byliście? Świetny film. Tylko mnie zbliżył do moich idoli, pozwolił zobaczyć, że to normalni chłopacy i utwierdził w tym, że Liam to mój ideał chłopaka. Śmiałam się z nich cały seans! Dajcie mi spędzić z nimi jeden dzień. W ogóle to cały czas z moich ust tylko ,,Ziam!'' ha! A fanka, która powiedziała, że Li to jej ulubieniec, a on wyłonił się z tyłu i ją przytulił, wygrała życie. Jak wasze wrażenia?
- Stawiacie mnie między młotem a kowadłem. Większość chce Larry'ego w moim opowiadaniu. Ale są też tacy co nie chcą i boje się, że jeśli uwzględnię tę dwójkę, to stracę czytelników i się na mnie obrazicie :(
- Rozdziały, wydaje mi się, nie będą już tak często. Idę teraz do klasy trzeciej gimnazjum i wiecie.. testy gimnazjalne, których się bardzo boję. Także będę dysponować mniejszą ilością czasu, ale nie bójcie się! Nie zostawię was i blog będzie dalej funkcjonował :)
- Nie wiem na razie co z notką o Ziam'ie. Nie miałam czasu by ją dokończyć, ale wydaje mi się, że teraz znajdę chwilę, bo muszę czymś zająć głowę, by nie myśleć o jednej osobie.
- Dziś robię melanż życia, ha! Najpierw wypijemy za koniec wakacji, a potem będziemy spały w namiocie. Trzymajcie kciuki żeby wszystko się udało!
Kocham was, nie zapominajcie. Have a nice day x
♥. |