Tuż
naprzeciw mnie zobaczyłem Malik'a. Dziwicie się, dlaczego jego widok
wmurował mnie w ziemię, prawda? Pewnie myślicie, że to jego strój
wywołał na mnie piorunujące wrażenie, nie mylę się? Jednak to wszystko
jest nie prawdą. Czarnuszek, ten seksowny chłopak o kruczo czarnych
włosach, obejmował właśnie jakąś blondynkę, która co sekundę
obdarowywała go buziakiem w każde nowe miejsce na twarzy. Moje serce
krwawiło. Nie miałem sił by znieść tego widoku. Szybko odwróciłem się
tyłem do tej dwójki i opuściłem mury szkolne z spuszczoną głową.
Po cholerę było mi przychodzić tak wcześnie? Dlaczego nie wyszedłem z domu normalnie? Może nie spotkałbym się z taką sytuacją, jaka właśnie nastąpiła. A co jeśli to był jakiś impuls? Coś mnie pchnęło do wcześniejszego udania się do szkoły, bym zobaczył co ukrywa Zayn. Jak wydawało mi się, m ó j Zayn.
Potrząsając głową, zdałem sobie sprawę, że idę przed siebie, bez jakiegokolwiek wyznaczonego celu. Zacząłem więc myśleć nad jakimś miejscem, gdzie spokojnie będę mógł posiedzieć, pomyśleć i pobyć trochę w samotności, bo chyba ona była mi teraz najbardziej potrzebna.
Wolverhamtpon to na ogół ciche miasto, gdzie można się odstresować w każdym miejscu. Jednakże moim ulubionym, była mała, nic dla nikogo nieznacząca górka, niedaleko mojego domu. Często tam przychodziłem w dzieciństwie i myślę, że miło będzie na nią wrócić.
Dotarłem do niej bardzo szybko, zwłaszcza, że szedłem jak najprędzej, by móc już na niej usiąść i spędzić kilka chwil w samotności, zagłębiając się w zakamarki swoich myśli, które dręczą mnie od wyjścia z szkoły.
Usiadłem. Spoglądając na roztaczający się przede mną krajobraz, fala smutku spłynęła na mnie prawie natychmiastowo. Jak to jest możliwe, że w ciągu dwóch dni, stałem się taki nieszczęśliwy? Jakim cudem doszło do tego, że mój przyjaciel Niall, jak również Malik, osoba dająca mi pełnię radości, przyczynili się do takiego stanu? Co dzieje się z tym cholernym światem? Proszę powiedzcie mi, bo się pogubiłem.
Rozmawiałem sam ze sobą w myślach. Zachowywałem się jak kompletny idiota, jakiś opętaniec, którego natychmiast trzeba wsadzić do zakładu psychiatrycznego, choć nie bardzo wiem, czy tam by mi pomogli.
Poczułem wibrację telefonu. Dzwonił dyrektor. Nie chciałem odbierać, jednak miałem przymus, ponieważ mężczyzna ten, jest wysoko szanowanym gościem, jak również prowadzącym próby One Direction, za co powinienem być mu dozgonnie wdzięczny.
- Słucham? - odezwałem się.
- Witaj Liam. Doszły mnie słuchy, że nie ma Cię dziś w szkole. Czym to jest wywołane? - spytał bezpośrednio.
- Źle się czuję. - Musiałem wymyślić coś na szybko, choć tak bardzo nienawidzę okłamywać ludzi.
- Mhm - mruknął. - Powiedz mi, przyjdziesz na próbę? Dasz radę?
Zamyśliłem się na chwilę. To jest właśnie to, czego bałem się najbardziej. Co jeśli z Zayn'em pójdzie coś nie tak, a ja będę musiał znosić jego towarzystwo na próbach? W końcu to nadeszło i spadł na mnie wybór. Szybko podjąłem decyzję. Marzenia trzeba spełniać.
- Zostało nam naprawdę mało czasu, a ćwiczenia w niepełnym składzie bardzo pana irytują, dlatego postaram się dotrzeć - odpowiedziałem. - Mogę mieć do pana prośbę? - dodałem po chwili.
- Jasne, słucham.
- Jeśli chłopaki będą chcieli wiedzieć, dlaczego nie przyszedłem do szkoły, niech pan powie, że tego nie wie - odrzekłem.
- Skoro tego chcesz, to nic nie powiem - stwierdził.
- Dziękuję. Do zobaczenia - rzuciłem i rozłączyłem się.
Położyłem telefon obok siebie i wyciągnąłem z kieszeni bluzy całą paczkę papierosów, a z drugiej zapalniczkę. Po odpaleniu, zaciągnąłem się mocno i wypuściłem dym.
Paląc w spokoju, usłyszałem swój dzwoniący telefon. To Zayn dobijał się do mnie. Tylko czego chce? Niestety tego się nie dowiem, ponieważ obiecałem sobie, że nie odbiorę telefonu od nikogo więcej.
Minęła godzina. A może mniej? Czas upływał mi wolno i choć głowa wypełniona była po brzegi nowymi myślami, scenariuszami i pomysłami, zacząłem się nudzić. Pomyślałem o pani Miller, która zawsze ma dla mnie czas i chętnie mnie wysłucha. Wtem przypomniałem sobie, że ostatnio powiedziała, iż jeszcze jakiś czas, będę musiał udawać, że wszystko jest w porządku. Tylko skąd ona znów wiedziała, że wydarzy się coś złego? Ta kobieta zawsze będzie moją małą zagadką.
I mama i tata byli w pracy, więc spokojnie mogłem wejść do mieszkania staruszki, nie bojąc się, że mogą mnie zaczepić, dopytując o powód nie pójścia do szkoły lub tak wczesnego powrotu z niej.
- Mogę? - spytałem cicho, wchodząc do kuchni, gdzie właśnie siedziała.
- Zawsze możesz, dlaczego pytasz? - odwróciła się w moją stronę.
- Z grzeczności - odpowiedziałem szybko, siadając przy stole.
- Opowiadaj - uśmiechnęła się lekko, zajmując miejsce naprzeciw mnie.
Westchnąłem głęboko, podejmując się tłumaczenia, dlaczego przyszedłem i co, a raczej kto wprawił mnie w taki ponury nastrój, który dosłownie zniechęcał mnie do dalszego życia.
- Drogi Liam'ie - zaczęła, kładąc swoją rękę na mojej dłoni - powinieneś porozmawiać z Zayn'em. Może to wcale nie było tak jak myślisz? - Próbowałem się wyrwać, ale przyłożyła palec do moich ust, bym dał jej skończyć zdanie. - Zobaczyłeś go w takiej sytuacji, chociaż może ona nie wróży tego, na co to wyglądało? Zastanawiałeś się nad tym? - Patrzyła mi prosto w oczy.
- No nie.. - odparłem szczerze.
- No właśnie - zaśmiała się cicho. - Porozmawiaj z nim, wtedy będziesz wiedział wszystko - dodała zaraz.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Pani nie rozumie, jaki ból sprawił mi ten widok. Może on cały czas ukrywał tą blondynkę przede mną? I może tak naprawdę nic do mnie nie czuje, a zachowując się wobec mnie tak jak to robi, ma niezły ubaw?
- Wiesz skarbie, chciałabym Ci odpowiedzieć na to pytanie, ale nie umiem. Odpowiedź zna Malik i to właśnie do niego powinieneś kierować swoje przemyślenia oraz żale.
- Nie chcę z nim rozmawiać - syknąłem.
- Uspokój się. Ja tylko radzę Ci, co powinieneś w takiej sytuacji zrobić. Skoro nie chcesz, to mnie nie słuchaj. Przecież nikt Ci nie każe. - Wstała z miejsca i zaczęła krzątać się po kuchni.
- Przepraszam panią. Nie mam już kontroli nad swoimi nerwami - przytuliłem ją od tyłu, kładąc głowę na jej ramieniu, a ona ucałowała moje czoło.
- Chcesz zajęcie, które pozwoli, byś chociaż na moment zapomniał o swoich problemach? - spytała nagle.
- Czemu nie. - Oderwałem się od jej ramienia.
- Dzwoń do Lily, która jak znam życie, właśnie wstała. Zaproponuj pomoc w pakowaniu jej walizek. Następnie przywieziecie je do mnie. Zgadzasz się na taką robotę, czy jednak uważasz, że jest ona dla bab? - uśmiechnęła się.
- Już do niej dzwonię - odwzajemniłem gest, wyciągając z kieszeni telefon.
Barmanka odebrała po dwóch sygnałach, oznajmiając, że dosłownie dwie minuty temu wyszła z łóżka. Pani Miller miała niezłe przeczucie! Zaoferowałem jej swoją pomoc, którą chętnie przyjęła.
- To ja biegnę do Lily. Od niej wrócimy autem z walizkami. Do zobaczenia. - Ucałowałem jej czoło i pędem opuściłem mieszkanie.
Idąc szybko, wcześnie dotarłem do apartamentu brunetki. Wpadłem zdyszany, więc podała mi szklankę soku pomarańczowego. Usiadłem przy stole. Dziewczyna przyglądała mi się dziwnie.
- Mam coś na twarzy? Rozdarte ubranie? - dopytywałem.
- Wszystko z Tobą w porządku - upewniła mnie. - Tylko wytłumacz mi.. Dlaczego nie jesteś teraz w szkole? O ile mi wiadomo to jeszcze nie skończyłeś lekcji - rzuciła mi złowrogie spojrzenie.
Opowiedziałem jej o tym, co zobaczyłem zaraz po przekroczeniu murów szkolnych, pijąc przy tym łapczywie sok. Za każdym razem, kiedy wspominałem obraz czarnuszka oraz blondynki, robiło mi się niedobrze i odczuwałem straszliwy ból w okolicach serca.
- Pani Miller ma rację. Musisz porozmawiać z Zayn'em. Wiem, że tego nie chcesz i Cię doskonale rozumiem, jednakże może jest na to jakieś racjonalne wytłumaczenie - odparła, usłyszawszy moją historię.
- Ja już powiedziałem. Nie zamierzam z nim rozmawiać. To co widziałem, jest tym o czym wszyscy myślimy. Nie chcę by wciskał mi jakieś kity, że to może jego przyjaciółka - skrzyżowałem swoje ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś uparty jak osioł - pokręciła głową. - A co z próbą? Wybierzesz się na nią?
- Tak. Nie będę z nikim rozmawiał. Wyjdę bez słowa pożegnania - odrzekłem stanowczo.
- Dlaczego chcesz traktować Lou i Harry'ego, tak samo jak pozostałą dwójkę, skoro oni nic Ci nie zrobili? - zmarszczyła czoło.
- Nie powiedzieli mi, że Malik kogoś ma - wzruszyłem ramionami.
- Ja chyba się dzisiaj z Tobą nie dogadam - westchnęła. - Bierzemy się za pakowanie?
- Tak, chodźmy.
Odłożyłem pustą szklankę po soku i ruszyliśmy na górę. Lily pakowała swoje pamiątki i inne wartościowe rzeczy, a ja składałem w kostkę jej ubrania i wkładałem do walizki. Miała śliczne sukienki, w których na pewno równie ślicznie wygląda.
- To wszystko? - zdziwiłem się, kiedy swoją pracę zakończyliśmy w tak krótkim czasie.
- Nie mam zbyt wielu pamiątek i ciuchów, więc tak, to wszystko - odpowiedziała.
Wziąłem od dziewczyny trzy walizki i zniosłem je na dół.
- Gdzie masz kluczyki od auta? - zawołałem.
- W kuchni na półce!
Poszedłem, więc po nie i ciągnąc za sobą bagaże, podążyłem do samochodu. Otwarłem go i wpakowałem to, co ze sobą przyniosłem z mieszkania, do bagażnika. Następnie zająłem miejsce pasażera i czekałem na Lily.
Niestety dziewczyna nie przychodziła. Zaskoczony wyszedłem z wozu i wróciłem do domu. Nie było jej na dole, więc ruszyłem po masywnych schodach na drugie piętro..
- Dlaczego nie schodzisz? - spytałem, wchodząc do jednej z sypialni.
- Przepraszam - skierowała swój wzrok na mnie - ale musiałam się pożegnać. Tutaj sypiała staruszka, która przyjęła mnie pod swój dach - dodała.
Przytuliłem ją mocno do siebie, a jej głowa opadła bezwładnie na moją klatę. Zaczęła szlochać, a ja cicho ją uspokajałem, powoli wyprowadzając z pokoju. Znalazłszy się w korytarzu, otarłem z jej mokrego policzka łzy i nakazałem zejść na dół, oferując zamknięcie domu.
W kuchni znalazłem klucze od mieszkania. Kiedy zostało opuszczone przez barmankę, zakluczyłem je na dwa razy i wróciłem do auta, gdzie już na mnie czekała.
- Wszystko w porządku? Może poprowadzę za Ciebie? - zapytałem.
- Dam radę - uśmiechnęła się lekko. - Pa, pa domku. Będzie mi Ciebie brakować - powiedziała, machając ręką.
Odjechaliśmy z piskiem opon i szybko znaleźliśmy się obok apartamentu pani Miller. Wziąłem walizki z bagażnika i oboje podążyliśmy do środka, gdzie staruszka czekała na nas z kawą i kilkoma przekąskami do zjedzenia.
- Nie trzeba było - odezwała się dziewczyna.
- Trzeba, trzeba - zaśmiała się kobieta. - Od dzisiaj będziemy mieszkały razem, więc chciałam Cię miło przyjąć - dodała.
- Jest pani kochana - odparłem, częstując się ciastkiem.
Pomagając Lily się rozpakować zupełnie nie myślałem o Zayn'ie, z czego byłem stu procentowo zadowolony. Wystarczyło mnie czymś zająć, bym całkowicie się wyłączył.
- O której idziesz na próbę? - zagadnęła mnie przyjaciółka.
- Właściwie to już powinienem wychodzić - zmarszczyłem czoło.
- Chłopaki po Ciebie przychodzą?
- Tak. Ale nie chcę z nimi pójść. Dostanę się do dyrektora inną drogą - wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wybrałem dłuższą drogę, ale na miejsce doszedłem równo z resztą zespołu, która patrzyła na mnie z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
- Co się tak gapicie? - rzuciłem.
- Dlaczego nie było Cię w szkole? Czemu nie wróciłeś do domu? Jak tu doszedłeś? - Dopytywali równocześnie.
- Nie muszę odpowiadać na wasze pytania - odparłem i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
Mężczyzna zarządzający naszą placówką, szybko nam otwarł, wpuszczając do środka. Rozsiedliśmy się na kanapach i czekaliśmy aż się odezwie.
- Przepraszam was, ale mam mało czasu, dlatego dziś próba będzie trwała krótko. Jutro natomiast, spędzicie tutaj pół dnia. Popracujemy nad waszymi ruchami scenicznymi z moim znajomym. W niedzielę już występ. Macie dać z siebie wszystko. Czy to jasne? - rozejrzał się, zatrzymując się na mnie.
- Oczywiście - potwierdziliśmy.
Cieszyłem się, że dzisiejsze spotkanie potrwa krótko. Chociaż raz tego dnia coś poszło na moją korzyść.
Utwór, napisany własnoręcznie i zatytułowany ,,What makes you beautiful'' zaśpiewaliśmy trzy razy. Każdy z nas zna już cały tekst, więc nie wystąpiły żadne błędy, a nasze głosy brzmiały czysto i przyjemnie.
Po opuszczeniu mieszkania dyrektora, chciałem się jak najszybciej zmyć, nie pozostając zauważonym przez nikogo. Niestety mój plan się nie powiódł.
- Czekaj Liam! - krzyknął Malik.
- Czego? - syknąłem, zatrzymując się.
- Co się dzieje? Nie odzywasz się do żadnego z nas, nie było Cię w szkole, przyszedłeś tutaj sam i w dodatku jesteś dla mnie chamski - położył rękę na moim ramieniu.
- Nie twój zasrany interes - wziąłem jego dłoń i ruszyłem przed siebie.
- Jednak należą mi się jakieś wyjaśnienia - złapał za mój nadgarstek, przyciągając moje ciało do swojego.
- Zabawny jesteś - uśmiechnąłem się cwaniacko. - Nie jesteśmy razem, więc nie jestem Ci winien nic mówić - dodałem.
- Ale jednak C O Ś nas łączy. - Dawało się wyczuć jego irytację moim zachowaniem.
- Chyba jednak nie - wyrwałem się z jego uścisku. - C O Ś to łączy Cię z blondynką, z którą dziś namiętnie obściskiwałeś się w szkole - rzuciłem, odwracając się.
- Liam to nie tak jak myślisz - odpowiedział szybko.
- Tak? A więc jak jest naprawdę? Powiesz mi? - przybliżyłem się do niego tak, że stykaliśmy się czołami.
-----------------------------------------------------
Od autorki: O JESU *o* Dziękuję wam za te ponad 20 tysięcy wejść, za 52 obserwatorów i 35 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. JESTEŚCIE THE BEST kochani ♥.
No cóż, w nocy niezła burza była. Błyskało się co sekundę na każdym zakątku nieba. Jak znam życie, u was było ładnie XD
AHA i jeszcze jedno! Nie zamierzam zawieszać na razie bloga. Jeśli już będę miała takie postanowienie, to wam je ogłoszę. Bądźcie spokojni! :)
Wszystko wraca do normy, nareszcie. Życzę wam miłego dnia pączusie xx
Po cholerę było mi przychodzić tak wcześnie? Dlaczego nie wyszedłem z domu normalnie? Może nie spotkałbym się z taką sytuacją, jaka właśnie nastąpiła. A co jeśli to był jakiś impuls? Coś mnie pchnęło do wcześniejszego udania się do szkoły, bym zobaczył co ukrywa Zayn. Jak wydawało mi się, m ó j Zayn.
Potrząsając głową, zdałem sobie sprawę, że idę przed siebie, bez jakiegokolwiek wyznaczonego celu. Zacząłem więc myśleć nad jakimś miejscem, gdzie spokojnie będę mógł posiedzieć, pomyśleć i pobyć trochę w samotności, bo chyba ona była mi teraz najbardziej potrzebna.
Wolverhamtpon to na ogół ciche miasto, gdzie można się odstresować w każdym miejscu. Jednakże moim ulubionym, była mała, nic dla nikogo nieznacząca górka, niedaleko mojego domu. Często tam przychodziłem w dzieciństwie i myślę, że miło będzie na nią wrócić.
Dotarłem do niej bardzo szybko, zwłaszcza, że szedłem jak najprędzej, by móc już na niej usiąść i spędzić kilka chwil w samotności, zagłębiając się w zakamarki swoich myśli, które dręczą mnie od wyjścia z szkoły.
Usiadłem. Spoglądając na roztaczający się przede mną krajobraz, fala smutku spłynęła na mnie prawie natychmiastowo. Jak to jest możliwe, że w ciągu dwóch dni, stałem się taki nieszczęśliwy? Jakim cudem doszło do tego, że mój przyjaciel Niall, jak również Malik, osoba dająca mi pełnię radości, przyczynili się do takiego stanu? Co dzieje się z tym cholernym światem? Proszę powiedzcie mi, bo się pogubiłem.
Rozmawiałem sam ze sobą w myślach. Zachowywałem się jak kompletny idiota, jakiś opętaniec, którego natychmiast trzeba wsadzić do zakładu psychiatrycznego, choć nie bardzo wiem, czy tam by mi pomogli.
Poczułem wibrację telefonu. Dzwonił dyrektor. Nie chciałem odbierać, jednak miałem przymus, ponieważ mężczyzna ten, jest wysoko szanowanym gościem, jak również prowadzącym próby One Direction, za co powinienem być mu dozgonnie wdzięczny.
- Słucham? - odezwałem się.
- Witaj Liam. Doszły mnie słuchy, że nie ma Cię dziś w szkole. Czym to jest wywołane? - spytał bezpośrednio.
- Źle się czuję. - Musiałem wymyślić coś na szybko, choć tak bardzo nienawidzę okłamywać ludzi.
- Mhm - mruknął. - Powiedz mi, przyjdziesz na próbę? Dasz radę?
Zamyśliłem się na chwilę. To jest właśnie to, czego bałem się najbardziej. Co jeśli z Zayn'em pójdzie coś nie tak, a ja będę musiał znosić jego towarzystwo na próbach? W końcu to nadeszło i spadł na mnie wybór. Szybko podjąłem decyzję. Marzenia trzeba spełniać.
- Zostało nam naprawdę mało czasu, a ćwiczenia w niepełnym składzie bardzo pana irytują, dlatego postaram się dotrzeć - odpowiedziałem. - Mogę mieć do pana prośbę? - dodałem po chwili.
- Jasne, słucham.
- Jeśli chłopaki będą chcieli wiedzieć, dlaczego nie przyszedłem do szkoły, niech pan powie, że tego nie wie - odrzekłem.
- Skoro tego chcesz, to nic nie powiem - stwierdził.
- Dziękuję. Do zobaczenia - rzuciłem i rozłączyłem się.
Położyłem telefon obok siebie i wyciągnąłem z kieszeni bluzy całą paczkę papierosów, a z drugiej zapalniczkę. Po odpaleniu, zaciągnąłem się mocno i wypuściłem dym.
Paląc w spokoju, usłyszałem swój dzwoniący telefon. To Zayn dobijał się do mnie. Tylko czego chce? Niestety tego się nie dowiem, ponieważ obiecałem sobie, że nie odbiorę telefonu od nikogo więcej.
Minęła godzina. A może mniej? Czas upływał mi wolno i choć głowa wypełniona była po brzegi nowymi myślami, scenariuszami i pomysłami, zacząłem się nudzić. Pomyślałem o pani Miller, która zawsze ma dla mnie czas i chętnie mnie wysłucha. Wtem przypomniałem sobie, że ostatnio powiedziała, iż jeszcze jakiś czas, będę musiał udawać, że wszystko jest w porządku. Tylko skąd ona znów wiedziała, że wydarzy się coś złego? Ta kobieta zawsze będzie moją małą zagadką.
I mama i tata byli w pracy, więc spokojnie mogłem wejść do mieszkania staruszki, nie bojąc się, że mogą mnie zaczepić, dopytując o powód nie pójścia do szkoły lub tak wczesnego powrotu z niej.
- Mogę? - spytałem cicho, wchodząc do kuchni, gdzie właśnie siedziała.
- Zawsze możesz, dlaczego pytasz? - odwróciła się w moją stronę.
- Z grzeczności - odpowiedziałem szybko, siadając przy stole.
- Opowiadaj - uśmiechnęła się lekko, zajmując miejsce naprzeciw mnie.
Westchnąłem głęboko, podejmując się tłumaczenia, dlaczego przyszedłem i co, a raczej kto wprawił mnie w taki ponury nastrój, który dosłownie zniechęcał mnie do dalszego życia.
- Drogi Liam'ie - zaczęła, kładąc swoją rękę na mojej dłoni - powinieneś porozmawiać z Zayn'em. Może to wcale nie było tak jak myślisz? - Próbowałem się wyrwać, ale przyłożyła palec do moich ust, bym dał jej skończyć zdanie. - Zobaczyłeś go w takiej sytuacji, chociaż może ona nie wróży tego, na co to wyglądało? Zastanawiałeś się nad tym? - Patrzyła mi prosto w oczy.
- No nie.. - odparłem szczerze.
- No właśnie - zaśmiała się cicho. - Porozmawiaj z nim, wtedy będziesz wiedział wszystko - dodała zaraz.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Pani nie rozumie, jaki ból sprawił mi ten widok. Może on cały czas ukrywał tą blondynkę przede mną? I może tak naprawdę nic do mnie nie czuje, a zachowując się wobec mnie tak jak to robi, ma niezły ubaw?
- Wiesz skarbie, chciałabym Ci odpowiedzieć na to pytanie, ale nie umiem. Odpowiedź zna Malik i to właśnie do niego powinieneś kierować swoje przemyślenia oraz żale.
- Nie chcę z nim rozmawiać - syknąłem.
- Uspokój się. Ja tylko radzę Ci, co powinieneś w takiej sytuacji zrobić. Skoro nie chcesz, to mnie nie słuchaj. Przecież nikt Ci nie każe. - Wstała z miejsca i zaczęła krzątać się po kuchni.
- Przepraszam panią. Nie mam już kontroli nad swoimi nerwami - przytuliłem ją od tyłu, kładąc głowę na jej ramieniu, a ona ucałowała moje czoło.
- Chcesz zajęcie, które pozwoli, byś chociaż na moment zapomniał o swoich problemach? - spytała nagle.
- Czemu nie. - Oderwałem się od jej ramienia.
- Dzwoń do Lily, która jak znam życie, właśnie wstała. Zaproponuj pomoc w pakowaniu jej walizek. Następnie przywieziecie je do mnie. Zgadzasz się na taką robotę, czy jednak uważasz, że jest ona dla bab? - uśmiechnęła się.
- Już do niej dzwonię - odwzajemniłem gest, wyciągając z kieszeni telefon.
Barmanka odebrała po dwóch sygnałach, oznajmiając, że dosłownie dwie minuty temu wyszła z łóżka. Pani Miller miała niezłe przeczucie! Zaoferowałem jej swoją pomoc, którą chętnie przyjęła.
- To ja biegnę do Lily. Od niej wrócimy autem z walizkami. Do zobaczenia. - Ucałowałem jej czoło i pędem opuściłem mieszkanie.
Idąc szybko, wcześnie dotarłem do apartamentu brunetki. Wpadłem zdyszany, więc podała mi szklankę soku pomarańczowego. Usiadłem przy stole. Dziewczyna przyglądała mi się dziwnie.
- Mam coś na twarzy? Rozdarte ubranie? - dopytywałem.
- Wszystko z Tobą w porządku - upewniła mnie. - Tylko wytłumacz mi.. Dlaczego nie jesteś teraz w szkole? O ile mi wiadomo to jeszcze nie skończyłeś lekcji - rzuciła mi złowrogie spojrzenie.
Opowiedziałem jej o tym, co zobaczyłem zaraz po przekroczeniu murów szkolnych, pijąc przy tym łapczywie sok. Za każdym razem, kiedy wspominałem obraz czarnuszka oraz blondynki, robiło mi się niedobrze i odczuwałem straszliwy ból w okolicach serca.
- Pani Miller ma rację. Musisz porozmawiać z Zayn'em. Wiem, że tego nie chcesz i Cię doskonale rozumiem, jednakże może jest na to jakieś racjonalne wytłumaczenie - odparła, usłyszawszy moją historię.
- Ja już powiedziałem. Nie zamierzam z nim rozmawiać. To co widziałem, jest tym o czym wszyscy myślimy. Nie chcę by wciskał mi jakieś kity, że to może jego przyjaciółka - skrzyżowałem swoje ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś uparty jak osioł - pokręciła głową. - A co z próbą? Wybierzesz się na nią?
- Tak. Nie będę z nikim rozmawiał. Wyjdę bez słowa pożegnania - odrzekłem stanowczo.
- Dlaczego chcesz traktować Lou i Harry'ego, tak samo jak pozostałą dwójkę, skoro oni nic Ci nie zrobili? - zmarszczyła czoło.
- Nie powiedzieli mi, że Malik kogoś ma - wzruszyłem ramionami.
- Ja chyba się dzisiaj z Tobą nie dogadam - westchnęła. - Bierzemy się za pakowanie?
- Tak, chodźmy.
Odłożyłem pustą szklankę po soku i ruszyliśmy na górę. Lily pakowała swoje pamiątki i inne wartościowe rzeczy, a ja składałem w kostkę jej ubrania i wkładałem do walizki. Miała śliczne sukienki, w których na pewno równie ślicznie wygląda.
- To wszystko? - zdziwiłem się, kiedy swoją pracę zakończyliśmy w tak krótkim czasie.
- Nie mam zbyt wielu pamiątek i ciuchów, więc tak, to wszystko - odpowiedziała.
Wziąłem od dziewczyny trzy walizki i zniosłem je na dół.
- Gdzie masz kluczyki od auta? - zawołałem.
- W kuchni na półce!
Poszedłem, więc po nie i ciągnąc za sobą bagaże, podążyłem do samochodu. Otwarłem go i wpakowałem to, co ze sobą przyniosłem z mieszkania, do bagażnika. Następnie zająłem miejsce pasażera i czekałem na Lily.
Niestety dziewczyna nie przychodziła. Zaskoczony wyszedłem z wozu i wróciłem do domu. Nie było jej na dole, więc ruszyłem po masywnych schodach na drugie piętro..
- Dlaczego nie schodzisz? - spytałem, wchodząc do jednej z sypialni.
- Przepraszam - skierowała swój wzrok na mnie - ale musiałam się pożegnać. Tutaj sypiała staruszka, która przyjęła mnie pod swój dach - dodała.
Przytuliłem ją mocno do siebie, a jej głowa opadła bezwładnie na moją klatę. Zaczęła szlochać, a ja cicho ją uspokajałem, powoli wyprowadzając z pokoju. Znalazłszy się w korytarzu, otarłem z jej mokrego policzka łzy i nakazałem zejść na dół, oferując zamknięcie domu.
W kuchni znalazłem klucze od mieszkania. Kiedy zostało opuszczone przez barmankę, zakluczyłem je na dwa razy i wróciłem do auta, gdzie już na mnie czekała.
- Wszystko w porządku? Może poprowadzę za Ciebie? - zapytałem.
- Dam radę - uśmiechnęła się lekko. - Pa, pa domku. Będzie mi Ciebie brakować - powiedziała, machając ręką.
Odjechaliśmy z piskiem opon i szybko znaleźliśmy się obok apartamentu pani Miller. Wziąłem walizki z bagażnika i oboje podążyliśmy do środka, gdzie staruszka czekała na nas z kawą i kilkoma przekąskami do zjedzenia.
- Nie trzeba było - odezwała się dziewczyna.
- Trzeba, trzeba - zaśmiała się kobieta. - Od dzisiaj będziemy mieszkały razem, więc chciałam Cię miło przyjąć - dodała.
- Jest pani kochana - odparłem, częstując się ciastkiem.
Pomagając Lily się rozpakować zupełnie nie myślałem o Zayn'ie, z czego byłem stu procentowo zadowolony. Wystarczyło mnie czymś zająć, bym całkowicie się wyłączył.
- O której idziesz na próbę? - zagadnęła mnie przyjaciółka.
- Właściwie to już powinienem wychodzić - zmarszczyłem czoło.
- Chłopaki po Ciebie przychodzą?
- Tak. Ale nie chcę z nimi pójść. Dostanę się do dyrektora inną drogą - wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wybrałem dłuższą drogę, ale na miejsce doszedłem równo z resztą zespołu, która patrzyła na mnie z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
- Co się tak gapicie? - rzuciłem.
- Dlaczego nie było Cię w szkole? Czemu nie wróciłeś do domu? Jak tu doszedłeś? - Dopytywali równocześnie.
- Nie muszę odpowiadać na wasze pytania - odparłem i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
Mężczyzna zarządzający naszą placówką, szybko nam otwarł, wpuszczając do środka. Rozsiedliśmy się na kanapach i czekaliśmy aż się odezwie.
- Przepraszam was, ale mam mało czasu, dlatego dziś próba będzie trwała krótko. Jutro natomiast, spędzicie tutaj pół dnia. Popracujemy nad waszymi ruchami scenicznymi z moim znajomym. W niedzielę już występ. Macie dać z siebie wszystko. Czy to jasne? - rozejrzał się, zatrzymując się na mnie.
- Oczywiście - potwierdziliśmy.
Cieszyłem się, że dzisiejsze spotkanie potrwa krótko. Chociaż raz tego dnia coś poszło na moją korzyść.
Utwór, napisany własnoręcznie i zatytułowany ,,What makes you beautiful'' zaśpiewaliśmy trzy razy. Każdy z nas zna już cały tekst, więc nie wystąpiły żadne błędy, a nasze głosy brzmiały czysto i przyjemnie.
Po opuszczeniu mieszkania dyrektora, chciałem się jak najszybciej zmyć, nie pozostając zauważonym przez nikogo. Niestety mój plan się nie powiódł.
- Czekaj Liam! - krzyknął Malik.
- Czego? - syknąłem, zatrzymując się.
- Co się dzieje? Nie odzywasz się do żadnego z nas, nie było Cię w szkole, przyszedłeś tutaj sam i w dodatku jesteś dla mnie chamski - położył rękę na moim ramieniu.
- Nie twój zasrany interes - wziąłem jego dłoń i ruszyłem przed siebie.
- Jednak należą mi się jakieś wyjaśnienia - złapał za mój nadgarstek, przyciągając moje ciało do swojego.
- Zabawny jesteś - uśmiechnąłem się cwaniacko. - Nie jesteśmy razem, więc nie jestem Ci winien nic mówić - dodałem.
- Ale jednak C O Ś nas łączy. - Dawało się wyczuć jego irytację moim zachowaniem.
- Chyba jednak nie - wyrwałem się z jego uścisku. - C O Ś to łączy Cię z blondynką, z którą dziś namiętnie obściskiwałeś się w szkole - rzuciłem, odwracając się.
- Liam to nie tak jak myślisz - odpowiedział szybko.
- Tak? A więc jak jest naprawdę? Powiesz mi? - przybliżyłem się do niego tak, że stykaliśmy się czołami.
-----------------------------------------------------
Od autorki: O JESU *o* Dziękuję wam za te ponad 20 tysięcy wejść, za 52 obserwatorów i 35 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. JESTEŚCIE THE BEST kochani ♥.
No cóż, w nocy niezła burza była. Błyskało się co sekundę na każdym zakątku nieba. Jak znam życie, u was było ładnie XD
AHA i jeszcze jedno! Nie zamierzam zawieszać na razie bloga. Jeśli już będę miała takie postanowienie, to wam je ogłoszę. Bądźcie spokojni! :)
Wszystko wraca do normy, nareszcie. Życzę wam miłego dnia pączusie xx